Real – Barcelona 0:4

To była chyba największa niespodzianka w tym sezonie. Przynajmniej w Hiszpanii, ale czy nie w całej Europie? Nawet w latach świetności pod wodzą Guardioli wygrana w takich rozmiarach na stadionie Realu byłaby czymś wyjątkowym. Tym razem ozdobi sezon, w którym momentami kataloński zespół pod wodzą Koemana obijał się w środku tabeli. Ten wynik, ale przede wszystkim styl gry daje ogromne nadzieje na kolejne lata trenera Xaviego.

Goście mogli wygrać ten mecz jeszcze wyżej. Pokonali Real przede wszystkim grą w pomocy – mimo że mieli tam teoretycznie o jednego gracza mniej. Znacznie szybciej odbierali jednak piłki, rozgrywali je i podawali do trzech graczy z przodu. Ci mieli bardzo dużo swobody i korzystali z błędów obrony gospodarzy, w której tego wieczora nastąpiła kumulacja słabej formy. Wszyscy czterej dawali się wyprzedzać, przeskakiwać, kryli powietrze. Oczywiście pochwały należą się graczom Xaviego, którzy dobrze wiedzieli co i jak chcą zrobić. Każdy wykorzystywał swoje największe atuty. Dembele wyprzedzał i wsadzał na karuzelę Nacho, Aubameyang znikał z radarów środkowych obrońców, Pedri popisywał się fantastyczną wizją w rozgrywaniu akcji, De Jong – dynamiką i precyzją.

Kłopoty trenera Ancelottiego zaczęły się od kontuzji najlepszego gracza sezonu, Benzemy, którego zabrakło w składzie. Włoch zmienił ustawienie i nie wystawił środkowego napastnika. Vinicus i Rodrygo operowali przede wszystkim na skrzydłach, a do środka wbiegał Modrić – i od razu było widać, że o zastapieniu Francuza może pomarzyć. Pierwsze dwadzieścia minut było jednak wyrównane. Kilka dynamicznych akcji Realu zagroziło bramce Ter Stegena. W oczy rzucały się wielnie „luzy” w pomocy obu zespołów. Real i Barcelona mogły się dostać na pola karne przeciwników trzema-czterema podaniami.

Później coraz więcej jakości było w akcjach gości, co przypieczętowała bramka Aubameyanga z 29. minuty, zdobyta po rajdzie Dembele prawą stroną. Potem jedną z kontr Realu zmarnował jeszcze Vinicius, a w 39. na 0:2 podwyższył Araujo, po centrze z rzutu rożnego i błędzie w ustawieniu obu środkowych obrońców, którzy grali jakby odpoczyweali po weselu. alaba, który słynie przecież z dokładnych podań, co rusz przekazywał piłkę przeciwnikom. W drugiej połowie, mimo – a może dwłaśnie dzięki zmianom Ancelottiego, Barcelona szybko podwyższyła na 0:3 i 0:4. Bramka Torresa padła po stracie Realu na własnej połowie, a Aubameyanga – po długim podaniu z własnej połowy i zagraniu Pedriego. Potem mecz się właściwie skończył. Barcelona osczędzała siły, a i tak mogła strzelić kolejne bramki. Real nie był w stanie nawet strzelić honorowego gola.

Po komncercie swojego zespołu fani Barcelony moga wpaść w euforię. Także pozycja w tabeli – trzecie miejsce z trzema punktami straty do Sevilli, wygląda obiecująco. Kontrastuje to z sytuacją finansową – długi klubu przekraczają podobno półtora miliarda dolarów, wielokrotnie więcej niż roczne przychody. Tymczasem szefostwo znów zaczyna szastać pieniędzmi i naraża się na kary ze strony ligi. Wygląda na to, że Xavi za uszy wciągnie zespół do Ligi Mistrzów i program przywrócenia rozsądku w finansach klubu można będzie znów odstawić do lamusa. Real ma całkiem inne problemy – dmuchanie na zimne, by jeden mecz z tragicznymi decyzjami trenera i tragiczną gra nie rozpoczął czarnej serii.

Podobne mecze: