Real – Barcelona 2:1

Triumfatorem pojedynku dwóch mocarzy goniących Atlético był Zidane. Oba zespoły mają swoje problemy (Barcelona zdecydowanie większe) i tym razem francuski trener poradził sobie z nimi lepiej. Z kolei Koeman zrobił tyle, ile był w stanie i on także zasłużył na pochwałę. Jeśli Betis pokona w niedzielę Atlético, Real będzie miał tyle samo punktów i znacznie więcej niż tylko nadzieję na mistrzostwo.

Dość trudno powiedzieć, w jakich ustawieniach zaczęły mecz oba zespoły – przede wszystkim ze względu na bardzo płynną pozycję Valverde i Messiego. Pierwszy z nich na pewno nie jest napastnikiem ani skrzydłowym, drugi grał zdecydowanie daleko od bramki, głębiej niż Dembélé, który przecież sam nie jest środkowym napastnikiem. Było to zresztą bardzo dobrze widać w pierwszej połowie, w której Barcelona stale miała za mało graczy w okolicach pola karnego. Jak w wielu meczach przeciwko wymagającym rywalom, kataloński zespół wieloma podaniami doprowadzał piłkę do polakarnego, ale już okazji strzeleckich nie był w stanie stworzyć.

Wszyscy koledzy z zespołu czekali wtedy aż „Messi coś zrobi” – ale widać, że w coraz mniejszym stopniu jest on w stanie zagrać na dwóch pozycjach jednocześnie. Koeman nie ma w składzie ani jednego środkowego napastnika i jeśli ustawi Messiego w ataku, kuleje rozegranie – i odwrotnie, bez Argentyńczyka w ataku nie ma strzałów na bramkę. Kołdra jest po prostu zbyt krótka i w obliczu problemów finansowych klubu nikt jej w najbliższym czasie nie przedłuży. Z problemami kadrowymi znacznie lepiej poradzili sobie Real i Zidane. Na środku obrony dwaj rezerwowi zagrali bardzo pewnie, a asymetryczny diament z Valverde dobrze ograniczał wpływ Jordiego Alby na grę przeciwników.

Podczas gdy goście po swojemu długo rozgrywali piłkę, Real strzelał bramki. Pierwsza padła w 15. minucie, po inteligentnym wejściu Valverde środkiem pola, zgraniu do Vazqueza, jego centrze i fenomenalnym strzale Benzemy piętą. Tego gola by nie było gdyby Lenglet i Araujo porządnie pilnowali strzelca bramki. Benzema świetnie włączał się do kontr inicjowanych zwykle długim podaniem do grającego bardziej po lewej Viniciusa, poza tym dobrze obsadzał środek ataku i jeszcze sumiennie wracał bronić na własne pole karne. Drugi gol dla gospodarzy padł w 28. minucie, po strzale Kroosa z rzutu wolnego i dwóch rykoszetach. Po jednej z kontr Valverde strzelił jeszcze w słupek. Po pierwszej połowie Zidane niezadowolony był przede wszystkim z kontuzji Vazqueza, którego zastąpił Odriozola.

Koeman mógł mieć pretensje do sędziego, który mógł podyktować jednego karnego dla Barcelony. Przede wszystkim jednak musiał coś zmienić na boisku. Po przerwie goście zmienili ustawienie na czwórkę w obronie i dodatkowego napastnika z przodu – Griezmanna. Dembélé natomiast grał bliżej prawej strony, ale nadal był niewidoczny – nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. W lejącym jak z cebra deszczu w 60. minucie gola dla Barcelony strzelił Minguenza – po pierwszym w tym meczu efektywnym wejściu Alby lewą stroną. Zidane zmienił po nim Valverde na Asensio i wzmocnił siłę ofensywną Realu. W kolejnych dziesięciu minutach Vinicius zmarnował dwie kontry, po których powinny były paść gole dla gospodarzy. Po stronie Barcelony na boisko weszli Braithwaite, Trincao i Moriba. W coraz bardziej chaotycznym meczu ten ostatni miał w końcówce dwie świetne sytuacje bramkowe, ale brakło mu szczęścia/precyzji. Już w doliczonym czasie jego strzał trafił w poprzeczkę. Casemiro swój bardzo dobry mecz zakończył dwoma żółtymi kartkami w ciągu minuty i wyleciał z boiska.

Podobne mecze: