Po prawie dziewięciu miesiącach covidowego szaleństwa mogę sobie już wyobrazić, jak będę wspominał ten czas – jeśli o futbol chodzi. Po przerwaniu (lub przedwczesnym zakończeniu) sezonu 2019/20 nie mogłem się doczekać jego dokończenia, a potem nowego. Dostałem substytut, który smakuje jak papierowy chleb.
Mecze bez kibiców na stadionie to nie to samo. Potwierdzają to tylko tragiczni sztuczni kibice na trybunach w każdej zawodowej lidze, któych drukowanie jest tylko wyrazem bezsilności. To samo można powiedzeć o spikerach krzyczących „gol” dla dwudziestu dwóch graczy, sztabów i pracowników mediów. Ale co można lepszego zrobić, skoro zamknięte są knajpy, siłownie, nie ma koncertów?
| Ustawienie: | Trener:
| Ustawienie: | Trener:
Najlepszy na boisku:
Poza poronionymi pomysłami dającymi poczucie normalności, piłka nożna w covidowym wydaniu jest też nośnikiem tej samej hipokryzji, którą widzimy na co dzień w mainstreamowych mediach. Podczas gdy zwykli ludzie „pracują z domu” i mają problem z podróżowaniem, piłkarze, trenerzy i operatorzy kamer latają sobie po całym świecie. Na pokaz część z nich nosi maseczki i wita się uderzeniem łokcia w łokieć. Co tydzień słychać o przypadkach piłkarzy z „wynikiem pozytywnym”, którzy wracają do treningów tydzień później. Dla zainteresowanych piłką nic nie daje do myślenia więcej na temat pandemicznej histerii.
Do tego jeszcze promowany przez UEFA zwyczaj klękania na jedno kolano przed meczami – tak jakby wokistowska histeria w USA miała cokolwiek wspólnego z Europą. To kolejny pokaz hipokryzji – szczególnie jeśli przypomnimy sobie przypadki sportowców próbujących demonstrować poglądy polityczne czy religijne nie pasujące do tych promowanych przez mainstreamowe media – byli zwalniani, obrażani, rozwiązywano im kontakty reklamowe. W ten sposób UEFA robi swoim rozgrywką tę samą niedźwiedzią przysługę, co „postępowe” kierownictwo NBA i jej wyczulone na krzywdę gwiazdy na wielomilionowych kontraktach.
Właściwie jedyna poztywna strona tego wszystkiego, to możliwość skoncentrowania się na samym meczu. Gdy nie słychać okrzyków ani śpiewu z trybun, można usłyszeć, co krzyczą z ławki trenerzy, co mówią piłkarze do sędziów. Można się dowiedzieć, jakie pseudonimz mają poszczególni gracze i po jakiemu właściwie porozumiewają się przedstawiciele wielu nacji w jednym zespole.
Ale to niestety tylko ziarnko kminu w lurowatej, niedogotowanej zupie. A jeśli przerodzi się to w „nową normalność”, to wielu fanów piłki po prostu da sobie z nią spokój.
Podobne mecze:
- Brak podobnych meczów