Atlético – Villarreal 2:2

Kto po pierwszej połowie powiedziałby, że Villarreal strzeli gospodarzom dwie bramki, mógłby zostać uznany za wariata. Do przerwy goście nie mieli absolutnie nic do powiedzenia i grali jak zespół walczący o utrzymanie na stadionie mistrza. Mimo to do przerwy dowieźli bezbramkowy remis, a w drugiej połowie prowadzili 1:0 i 2:1. Konsekwencji brakło im w ostatniej minucie doliczonego czasu, kiedy sami sobie strzelili bramkę na remis.

Atlético na samym początku chciało dać pograć piłkarzom w żółtych koszulkach i był to dobry plan. Villarreal fatalnie grał bez piłki, w środkowej strefie rozgrywał za wolno (zadanie to spoczywało na barkach Capoue, znanego bardziej z rozbijania akcji). Konsekwencją tego była ogromna liczba strat zespołu trenera Emery’ego – które gospodarze szybko zamieniali na kontry. Większość akcji madrytczycy prowadzili lewą stroną, gdzie świetnie grali błyskotliwie dryblujący Lemar i (jak zwykle) niesamowicie efektywny Ferreira Carrasco. Pierwszy z nich już w 15. minucie trafił w słupek. Potem jego koledzy wielokrotnie stwarzali niebezpieczeństwo dla bramki Rullego, ale nie wykorzystali ani jednej z okazji. Kibice Villarrealu mogli być bardzo szczęśliwi, że nie stracili gola.

Mimo katastrofalnej gry, Emery nie zdecydował sie na zmiany w przerwie. Druga połowę jego zespół zaczął znów zachowawczo, a mimo to już po siedmiu minutach prowadził 1:0. Pięknego gola strzelił Trigueros, który z 16 metrów uderzył niemal w okno. Strzelec bramki miał sporo miejsca, bo z asekuracją na środku zaspali pomocnicy gospodarzy. Lepiej mógł też interweniować Oblak. Goście prowadzenie utrzymali przez zaledwie cztery minuty. Bardzo podobną akcję bramkową przeprowadzili wtedy piłkarze trenera Simeone. Z prawej stromny na środek podał Correa, a mający dużo wolnego miejsca Suárez spokojnie i dokładnie uderzył z pierwszej piłki. Poza tym urugwajski napastnik był niemal niewidoczny.

Mimo straty gola, z każdą minuta lepiej wychodziło gościom rozgrywanie – także w efekcie zmian. Z boiska zeszli pasywni Dia i Moreno. Wszedł między innymi Danjuma, który w 74. minucie strzelił z bliska na 1:2 wykorzystując podanie Pino, a wcześniej fatalne nieporozumienie Savicia z Giménezem. To nie była gra w obronie, za którą Simeone mógłby pochwalić swój zespół. Gdyby nie te błędy, Villarreal nie wywiózłby z Madrytu punktu. Był zresztą bliski zwycięstwa, bo przez kwadrans po stracie drugiego gola Atlético nie było w stanie go niczym zaskoczyć. Gospodarzy wyręczyli środkowy obrońca i bramkarz gości – w 95. minucie. Mandi wycofał piłkę po ziemi, nie patrząc do tyłu, a Rulli, który ponosi chyba większą część winy, akurat stał poza bramką i nie zdążył dobiec do podania.

W zespole Colchoneros w decydujących momentach zawiedli gracze defensywni. Z przodu gra wyglądała dobrze, ale i tak pomocnicy i skrzydłowi gospodarzy powinni byli stworzyć więcej okazji bramkowych. Wśród graczy Villarrealu fatalnie zagrali obaj napastnicy, niewiele lepiej – boczni pomocnicy. Najwyraźniej zmęczeni mistrzostwami Europy i Ameryki Południowej gracze La Liga nadal nie wrócili mentalnie na boiska. Mecz oglądało się dobrze, ale obu trenerów od błedów ich podopiecznych mogły rozboleć zęby.

Podobne mecze: