FC Barcelona – Manchester United 2:0

Przed meczem wszyscy zastanawiali się, jaką taktykę przyjmie Alex Ferguson: każe swoim zawodnikom grać piłką, czy pozwoli być przy piłce Barcelonie i nastawi zespół na kontrataki? Pierwsze 10 minut potwierdzało pierwszą tezę, kolejne – drugą, ale w takim razie realizacja planu obrońcom tytułu zupełnie nie wychodziła. Mecz zupełnie zdominowała Barcelona i zasłużenie wygrała.

Po pierwszych minutach wydawało się, że spełnia się scenariusz spokojnego zwycięstwa bardziej doświadczonej w meczach pucharowych ekipy z Manchesteru. Przycisnęła oba przeciwników do muru grając szybko i sprawnie przenosząc piłkę na boki pola karnego – do Cristiano Ronaldo. Pierwszy z nich w 9 minucie oddawał już swój 5. strzał na bramkę. Po jednym z jego rzutów wolnych interwencja Puyola uratowała Barcelonę – wybił piłkę spod nóg Parkowi po słabej interwencji Valdésa.

Wszystko zmieniło się w 10. minucie, kiedy geniuszem błysnął Eto’o. Po Kameruńczyku kibice Barcelony w mniejszym stopniu oczekują popisów technicznych, a w większym – pewnego wykorzystywania sytuacji. Z tym pierwszym było u niego ostatnio słabo (choćby w lidze z Mallorką), ale tym razem, po prostopadłym podaniu Iniesty, zaskoczył wszystkich, a najbardziej chyba Nemanję Vidicia. Eto’o krótkim zwodem przełożył sobie piłkę na lewą nogę tak, że Serb stracił równowagę, a potem strzelił w krótki róg. Miał trochę szczęścia, bo Van der Sar odbił piłkę, ale za lekko by ją wybić poza bramkę.

Na piłkarzach Ferguson strata bramki tym razem zrobiła duże wrażenie. Już minutę później popełnili kilka błędów po rzucie rożnym, ale nie stracili gola bo Messi nie opanował piłki. Guardiola w tym momencie zapewne krzyczał do swoich graczy by szanowali piłkę i właśnie to robili. Barcelona rozgrywała długo w środku krótkimi podaniami i nie spieszyła się pod bramkę przeciwnika. Manchester, jeśli już zdołał przejąć piłkę, tracił ją bardzo szybko. Albo niecelne były długie podania do skrzydłowych, albo dobre krycie i pressing środkowych pomocników przynosiły Barcelonie korzyści. Dobrą okazję do zdobycia bramki mógł mieć w 20. minucie Park, ale podanie Ronaldo na wolne pole było trochę zbyt mocne i sytuację wyjaśnił Valdés.

Do końca pierwszej połowy bardziej niebezpieczna była Barcelona. Bliski strzelenia pięknej bramki z rzutu wolnego był Xavi, ale chybił o 1,5 metra. W samej końcówce O’Shea popełnił duży błąd i oddał piłkę Inieście, ale na szczęście dla angielskiej drużyny, ten źle przyjął piłkę. Niemal przez cały mecz Eto’o grał na prawej stronie ataku, a Messi w środku, pomagając w rozgrywaniu piłki. Z kolei w MU Ronaldo był najbardziej wysuniętym napastnikiem, a Park i Rooney grali na skrzydłach, pomagając obrońcom.

W drugiej połowie sytuacja nie zmieniła się. Przeważała Barcelona i najpierw w 49. minucie po pięknej akcji Henry’ego MU uratowała interwencja Van der Sara, a chwilę później – słupek. Strzelał Xavi z rzutu wolnego podyktowanego po faulu na Inieście. Piłkarze z Anglii starali się przyspieszyć grę: podawali prostopadle, centrowali w pole karne, ale mimo że za Andersona wszedł Tevez (zmiana ustawienia na 4-4-2), większość piłek przejmowali obrońcy Guardioli – w tym rozgrywający świetny mecz Pique i Puyol. Barcelona broniła są momentami wszystkimi graczami na własnej połowie – z gotowością do kontry.

W 61. minucie Anglicy byli bliscy wyrównania – ale Carrick podał za mocno do wychodzącego za obrońców Rooneya. Po wejściu na boisko Berbatowa zespół Ferguson tym mocniej angażował się w ataki i zapłacił za to cenę kolejnej bramki. Po szybkim wyprowadzeniu piłki, przed polem karnym przy nodze miał ją Xavi, zacentrował na 12. metr do Messiego, a Argentyńczyk w wyjątkowej dla niego akcji wyskoczył do góry i głową strzelił w długi róg. Była to druga bramka, która padła po drugim błędzie środkowego obrońcy – tym razem Ferdinand zupełnie zapomniał o pilnowaniu Messiego.

Katalończycy mieli jeszcze dwie znakomite szanse bramkowe w 74. i 84. minucie ale za każdym razem Puyol zawodził. Najpierw po centrze Xaviego ładnie przeskoczył obrońców, ale strzelił głową idealnie w środek bramki. Potem, znów po zagraniu najlepszego gracza meczu, wyszedł z prawej za linię obrony, ale w bezpośrednim pojedynku nie dał rady Van der Sarowi. Piłkarze jego przeciwnika zapewne bardzo chcieli coś zrobić, ale nie wychodziło im nic – podania były niecelne, dryblingi nieudane, rajdy zbyt wolne.

Podobne mecze: