Manchester City – Liverpool 4:1

Liverpool w tym sezonie stać tylko na przebłyski – takie jak 7:0 przeciwko MU miesiąc temu. Od tego czasu drużyna Kloppa przegrała trzeci mecz z rzędu. Choć prowadziła i miała okazje na kolejne bramki, po drugiej połowie nie było wątpliwości, że Manchester City był znacznie lepszy.

Gospodarze grali bez lekko kontuzjowanego Haalanda – i pod jego nieobecność znakomicie pokazali się wszyscy trzej napastnicy. Na bokach nie do zatrzymania byli Grealish i Mahrez, a dodatkowo wydatnie pomagali w grze obronnej. MC przy piłce grał bardzo szeroko i stale przerzucał piłkę z lewej na prawą, co sprawiało ogromne problemy gościom. Fabinho nie był w stanie przecinać takich podań i zwykle zostawał w tyle za akcją, podobnie jak Robertson i Alexander-Arnold na bokach obrony.

Zespół Guardioli od pierwszych minut pokazywał ultrapressing – już na polu karnym przeciwnika. Od początku miał też przewagę w posiadaniu piłki – ale to Liverpool w 17. minucie wyszedł na prowadzenie. Gol padł po długim podaniu Arnolda do Joty i strzale Salaha. W tej sytuacji to obrona MC dała się zaskoczyć. W pierwszej połowie goście mieli jeszcze dwie dobre okazje bramkowe, które zmarnowali. Przede wszystkim jednak bronili się przed akcjami gospodarzy, którzy na ich połowie wymieniali dziesiątki podań.

Pierwszy gol dla MC padł w 27. minucie, po wspaniałej akcji z udziałem trzech napastników – i strzale Alvareza. Po przerwie De Bryune błyskawicznie strzelił na 2:1, po asyście Alvareza, który przytomnie zszedł na prawą stronę. Te chwilowe zmiany w ustawieniu zupełnie zmyliły obrońców LFC. W 53. minucie swoją bramkę strzelił Gundogan, dobijając z bliska strzał Alvareza. Rezultat ustalił w 74. Grealish, ktory akcją z De Bruynem kolejny raz „rozklepał” obronę gości. Cała czwórka obrońców Liverpoolu była zbyt pasywna, wolna i nie dostawała odpowiedniej pomocy od trzech graczy na środku. Gospodarze umiejętnie wykorzystywali wynikające z tego luki.

MC był bardzo dynamiczny, mimo że na bokach obrony grali środkowi obrońcy – Ake i Stones. Ten ostatni przy rozgrywaniu stale schodził na środek pomocy, by tworzyć tam przewagę – jak wcześniej robił to w drużynie Guardioli Zinczenko. Dodatkowe miejsce na boku z powodzeniem wykorzystywał Mahrez.

Podobne mecze: