Anglia – Francja 1:2

Anglia mogła wygrać ten mecz. Zabrakło jej tego, co zdecydowało o zwycięstwie Francuzów: zimnnej krwi i precyzji w decydujących momentach, a także szybkich decyzji i bezpośrednich podań. Drużyna Southgate’a podawała częściej, oddała więcej strzałów, była ogólnie także solidna w defensywie – ale pozwoliła przeciwnikom strzelić dwie bramki.

Francuzi wyszli na boisko teoretycznie z dwoma skrzydłowymi. W praktyce Mbappé i Giroud grali z przodu, natomiast Dembélé wyraźnie cofnięty i „przyklejony” do bocznej linii, koncentrując się na obronie. Griezmann biegał od lewej do prawej, szukając luki w angielskiej obronie – i możliwości przełamującego ją podania. Pomagał także w obronie dwóm bardziej defensywnie zorientowanym pomocnikom.

Anglicy zagrali 4-3-3 – w teorii i praktyce. Najwięcej pola do popisu mieli na swoim prawym skrzydle, którego bronił tylko Hernandez. Dlatego też przy piłce często był Saka, który rodził sobie dobrze i wywalczył karnego. Walker niewiele wnosił do ofensywy i w taktyce Anglików nie było widać nacisku na akcje prawą stroną, na której mieli tak dużą przewagę – oczywiście dlatego, że bali się zostawić Mbappé samego. Gdyby grał Alexander-Arnold, pewnie byłoby inaczej. Często przy piłce był Kane, który cofał się do rozegrania na srodek pola. Bellingham i Handerson byli bardzo mobilni, ale nie tworzyli swoim kolegom z ataku sytuacji podbramkowych. Na lewej stronie do ataków często ruszał Shaw i gdy tylko mógł, dośrodkowywał na pole karne.

Mecz „ustawił” gol Tchouameniego z 17. minuty. Młody pomocnik Realu strzelił z 20 metrów nawet nie patrząc na bramkę, między nogami interweniującego przeciwnika. Na ten błysk geniuszu nie był przygotowany Pickford, który przy lepszym ustawieniu spokojnie obroniłby ten strzał. Potem już do końca przeważali Anglicy, wymieniając w środku pola dużo podań. Robili to nie dlatego że chcieli, ale dlatego że Francuzi umiejętnie się bronili, cofnięci i podobnie jak w poprzednich meczach, niemal bez pressingu. Anglia grała za wolno by tę obronę często przełamywać. W pierwszej połowie jeden raz pojedynek z Llorisem przegrał Kane, który w innej sytuacji był faulowany na linii pola karnego przez najmniej pewnego z francuskich obrońców Upamecano. Bardzo rzadko przy piłce był Foden. Saka wywalczył karnego, którego na bramkę zamienił w 54. minucie Kane.

Przed jak i po wyrównaniu Francuzi koncentrowali się na obronie. Jak przystało na obrońców tytułu, w odpowiednim momencie zaatakowali. Najpierw w 77. minucie Giroud zmarnował podanie Dembélé, ale już kilkadziesiąt sekund później idealnie uderzył głową po centrze Griezmanna z lewej strony. Zaspali obaj środkowi obrońcy Anglii. Okazję do wyrównania dał drużynie Southgate’a nierozważnym faulem Hernadez, ale z drugiego karnego w 84. minucie Kane strzelił nad bramką. Wcześniej bardzo blisko gola był Maguire, po którego główce piłka trafiła w słupek.

Anglia była jednym z faworytów turnieju i przegrany ćwierćfinał na pewno nie zadowoli jej kibiców. Czy to wystarczy by jej selekcjoner pozostał na stanowisku? Niekoniecznie. Francja pewnie zmierza do finału, mimo że jej rezerwowi przegrali w grupie z Tunezją. Żeby w nim rzeczywiście zagrać, musi pokonać pogromców faworytów z Maroka. Może dać o sobie znać zmęczenie, bo przeciwko Anglikom trener Deschamps dokonał tylko jednej zmiany.

Podobne mecze: