Milan – Inter 3:2

Włoskie zespoły od dawna nie odnoszą w Lidze Mistrzów takich sukcesów jak angielskie czy hiszpańskie i nie wydają aż tak wiele pieniędzy na transfery. Serie A ma jednak nadal swój niepowtarzalny klimat i dysponuje derbami Mediolanu, jednymi z najbardziej prestiżowych w Europie. W dodatku jego uczestnicy to teraz dwa najlepsze zespoły w Italii. Jako że od pół roku mieszkam dość blisko, postanowiłem się na ten mecz wybrać do stolicy Lombardii.

Nie zawiodłem się. Nawet z wysokości ostatniego piętra stadionu im. Giuseppe Meazzy boisko było widać doskonale. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem zobaczyłem całkiem udaną oprawę kibiców Mediolanu z zabawną rymowanką. Stadion oczywiście był wypełniony do ostatniego miejsca a gdy fani skakali, bujała się jego cała konstrukcja – nie do końca miłe uczucie, siedząc 60 metrów nad ziemią.

Mecz rozkręcał się dość powoli. Od samego początku było widać, że trener Inzaghi nastawił swój zespół na kontry i wykorzystywanie błedów defensywy Milanu, która jest najsłabszą stroną tego zespołu. Z przodu zagrali dwaj szybsi napastnicy (Dżeko na ławce, Lukaku na trybunach albo w domu) a po bokach, bardzo szeroko, Darmian i Dumfries. Z kolei Milan nastawiony był na rozgrywanie akcji z wykorzystaniem czwórki swoich kreatywnych pomocników i strzały z większej odległości lub centry do Girouda.

Już od samego poczatku było widać, że trener Pioli kazał swoim graczom forsować grę lewę stroną, której bronił Dumfries. Stale do lewej linii zbiegał Tonali, zostawiając dziurę w środku pola, a piłka w końcu trafiała do Leão, który jest w rewelacyjnej formie i jego gra zdecydowała o zwycięstwie Milanu. Portugalska gwiazda gospodarzy bez problemów gubiła dryblingami rywali, dokładnie podawała, strzelała – i wszystko to z korzyścią dla zespołu. W takiej formie tego gracza chciałby każdy klub w Europie. Z kolei na prawej stronie raczej niewidoczny był Messias, a w środku De Ketelaere miał kilka przebłysków geniuszu, ale nie był bynajmniej wiodącym graczem Milanu.

Pierwszą bramkę w 21. minucie strzelił Brozović, po kontrze środkiem i pięknym przytrzymaniu piłki przez Corrę. W tej sytuacji na środku obrony gospodarzy była dziura, w której zmieściłoby się przynajmniej pięciu napastników Interu. Kalulu i Tomori może są agresywni i dobrze odbierają piłki, ale brakuje im rozsądku, co wykorzysta jeszcze wiele zespołów. Na szczęście dla czerwono-czarnych jeszcze w 28. minucie dał o sobie znać Leão, który właśnie po akcji lewą stroną i podaniu od Tonalego pieknym strzałem pokona Handanovicia.

Zarówno przed jak i po przerwie, Inter nie wykorzystywał swoich głównych atutów. Dumfries nie dość że był ogrywany w każdej akcji defensywnej, to w atakach w ogóle nie było go widać. Niewiele pokazywał też Darmian, podobnie jak liderujący zwykle w drugiej linii Barella. Niepewnie grała też obrona i po jej stracie w 54. minucie Leão zagrał z lewej do Girouda, który z bliska strzelił na 2:1. Po kolejnej akcji tej dwójki – a właściwie solowym popisie Portugalczyka – było 3:1. Skrzydłowy Milanu ograł w polu karnym trzech obrońców Interu, a potem z zimną krwią strzelił w długi róg. Po tej bramce Inzaghi zmienił Barellę, Bastoniego i Correę, ale zostawił na boisku Dumfriesa.

Jedna ze zmian przyniosła natychmiastowy efekt. W 67. minucie Darmian zacentrował z lewej, spod końcowej linii, a na polu karnym Dżeko strzelił głową na 3:2. Od tego momentu zaczęła się nawałnica Interu, która powinna była skończyć się przynajmniej dwoma bramkami. Akcje szły przede wszystkim bokami, a na polu karnym i przed nim obrońcy Milanu nie byli w stanie upilnować swoich przeciwników. Ci jednak w decydujących momentach strzelali zbyt blisko bramkarza, a Maignan świetnie wywiązywał się ze swojej roli i niemal samodzielnie wybronił trzy punkty dla swojego zespołu. Jeszcze raz okazało się, że Milan Piolego to wciąż nie do końca dojrzała drużyna, że mogła w łatwy sposób wypuścić wygraną z rąk. Inter może i był bardziej przebiegły i kalkulował na zimno, ale przez długi czas jego graczom brakowało zaangażowania.

Z czystym sercem mogę polecić weekendowy wyjazd do Mediolanu na następne derby. Doping z obu stron trwał niemal przez cały mecz, oczywiście niezbyt wyszukany („Interista vaffanculo” pobiło rekordy popularności) – ale mimo to na sektorze Milanu sporo było ludzi w koszulkach Interu – i bezpiecznie z niego wyszli. Przy odrobinie szczęścia w następnej konfrontacji tych zespołów padnie jeszcze więcej bramek.

Podobne mecze: