Manchester City – Liverpool 2:2

Mimo że oczekiwania były bardzo duże, oba zespoły spełniły je w stu procentach. Mecz był bardzo atrakcyjny, stał na wysokim poziomie, godnym decydującego o mistrzostwie starcia. Rozstrzygnięcia jednak nie było. Na siedem kolejek przed końcem MC ma punkt przewagi i będzie miał jeszcze wiele okazji, by ją stracić.

Zgodnie z oczekiwaniami gospodarze przeważali w posiadaniu piłki i potrafili swoje akcje doprowadzać do pola karnego – mimo bardzo intensywnego pressingu gości, którzy angażowali w niego 4-5 graczy już 30 metrów od bramki Edersona. Ta koncentracja na odbiorze piłki na połowie przeciwnika zaowocowała jednak jej brakiem w obronie. Już w 5. minucie Sterling powinien był strzelić na 1:0, ale z minimalnej odległości trafił w Alissona. Zaledwie minutę później pierwsza bramkę zdobył De Bruyne, strzałem z 17. metrów, który odbił jeszcze Matip. Kapitan MC był zdecydowanie królem tego meczu, wszystko czego dotykał, zmieniał w złoto i był autorem największej liczby kluczowych podań. Grał wyżej niż inni środkowi pomocnicy i swobodnie wybierał sobie pozycję między jedną a drugą linią boczną.

Liverpool szybko wziął się w garść i już w 13. minucie remisował. Gol Joty padł po pięknej akcji, przerzucie na prawą stronę pola karnego, skąd Alexander-Arnold wycofał do nieobstawionego Portugalczyka. Do końca pierwszej połowy przeważali gospodarze, którzy zdobyli tylko jedną bramkę. Padła po fantastycznej centrze Cancelo z 36. minuty, kiedy na spalonym bylo czterech graczy MC, ale Gabriel Jesus nie, i pewnie wykorzystał dobrą sytuację. Dalsze gole mogły paść po fatalnych błędach Fabinho, który był niewidoczny w ataki i niepewny w obronie, i Edersona, który niemal wbił sobie piłkę do bramki. Jota tuż przed przerwą mógł jeszcze strzelić na 2:2, ale zbyt długo zwlekał i zablokował go Laporte.

Druga połowa rozpoczęła się od gola Mané, który z zimną krwią wykończył piękną akcję Alexander-Arnolda i asystę Salaha. Goście poszli za ciosem i gdyby nie kolejna zmarnowana okazja Joty, wyszliby na prowadzenie. Z każdą minutą grał on gorzej i w końcu został zmieniony przez Luisa Diaza, a do środko przeszedł Mané. De Bruyne był niemal niewidoczny do 68. minuty, kiedy po jego prostopadłym podaniu gola ze spalonego strzelił Sterling. Aktywny był Salah, który na prawym skrzydle kilka razy wypracował kolegom dobre sytuacje. Pewnie grali obaj środkowi obrońcy, natomiast słabiej wypadł Robertson. Gdyby wszyscy zawodnicy LFC grali jak Alexander-Arnold, najlepszy w swoim zespole, wywieźliby z Manchesteru 3 punkty.

Ostatnie 20 minut meczu było trochę słabsze, nie tak intensywne jak wcześniejsze. Już w doliczonym czasie gry znakomitą okazję zmarnował Mahrez, który dał się ponieść fantazji i przelobował nie tylko Edersona, ale też i bramkę. Teraz do końca sezonu będzie trwał korespondencyjny pojedynek między drużynami Guardioli i Kloppa. Kto straci więcej punktów, straci też mistrzostwo.

Podobne mecze: