Milan – Inter 0:3

Milan zasłużenie przegrał kolejny mecz u siebie, który może mieć kluczowe znaczenie dla mistrzostwa. Bohaterowie pierwszej połowy sezonu są widocznie zmęczeni, a poza tym popełniają masę błędów w obronie. Właśnie te błędy i indywidualne słabości bezwzględnie eksploatowali w niedzielne popołudnie Lukaku i Martínez. Chwała im za to, ale w chwale może pławić się przede wszystkim architekt sukcesu – trener Conte.

Mimo pory i okoliczności niegodnych derbów kluczowych dla „scudetto”, mecz był dobry. Nawet mimo tego, że Inter prowadził już od 5. minuty. Z prawej strony dwa razy z rzędu centrował Lukaku. Pierwszy raz wybić zdołał Kjær, ale przy drugiej centrze obrona była w takim nieładzie, że Martínez bez problemu strzelił na 0:1. Ten gol idealnie wpasował się w plan trenera gości. Inter znów bronił się nisko, grał bez pressingu i czekał na kontry. Grające blisko siebie dwie linie Conte stanowiły zaporę nie do przejścia, szczególnie że najbardziej kreatywny gracz w drugiej linii Milanu, Çalhanoğlu, wracał po kontuzji i wyraźnie „nie czuł” piłki. Rebić i Salaemakers na skrzydłach byli zupełnie niewidoczni. Tonali człapał po boisku, jakby miał betonowe buty i na środku pola nie stanowił dla kolegów opcji do rozegrania.

To wszystko miało miejsce mimo że trener Interu po raz kolejny wystawił na srodku dwóch ofensywnych graczy. Eriksen i Barella obaj wytrwale pracowali w defensywie, trzymali głębie i asekurowali także Brozovicia, który od czasu do czasu włączał sie do ataków. Konsekwentnie cofali się nawet obaj napastnicy – i odbierali graczom Milanu ostatnie chęci do ataków. Gospodarzom udało się „przycisnąć” dopiero w końcówce. W międzyczasie świetną sytuację kolegom stworzył Perisić, który, podobnie jak Eriksen, w ogromnym stopniu poprawił swoją grę w defensywie.

Druga połowa rozpoczęła się od uderzenia Milanu, które wwymusiło zamieszanie w obronie Interu. Swój zespół uratował jednak, dwukrotnie, Handanović, broniąc strzały z bliska po błędach Hakimiego. Przez kwadrans przeważali gospodarze, ale gola strzelił w 57. minucie znów Martinez, po wyraźnie wielokrotnie trenowanej kontrze Eriksena i Perisica. Zaledwie dziesięć minut później wynik ustalił Lukaku – po dwudziestometrowym rajdzie, w którym, tak jak przez cały mecz, zostawił w tyle Romagnoliego. Derby oglądali pewnie wszyscy trenerzy z Serie A i można się spodziewać, że w każdym kolejnym meczu będą się starali korzystać ze słabości własnie kapitana drużyny Pioliego. Inter wyraźnie zresztą forsował prawą stronę, którą atakował nie tylko Hakimi, ale bardzo często schodzili na nią także Lukaku i Barella.

Milan nie poddawał się do końca, ale zmiany nie przyniosły mu zbyt wiele korzyści. Nawet kiedy gospodarze wchodzili już na pole karne i znajdowali lukę na strzał, bronił Handanović. Inter znów był klasą dla siebie i jest zdecydowanym faworytem do tytułu – szczególnie że odpadł już z innych rozgrywek. Jeśli Conte dowiezie tytuł mistrzowski do końca sezonu, nikt mu nie będzie tego pamiętał.

Podobne mecze: