Milan – Lazio 3:2

Mecz z wieloma zwrotami akcji, który świetnie się oglądało. Nie brakowało po obu stronach błędów, po których włosy z głów mogli rwać fani obu drużyn. Gdy wydawało się, że rywale pojadą na święta z zasłużonym remisem, jeszcze raz w tym sezonie Milan popisał się idealnym wyczuciem czasu i zadał morderczy cios. Właśnie dlatego, mimo wielu deficytów, jest najlepszym ligowym zespołem w 2020.

Dawno nie oglądałem Milanu, dlatego w składzie zobaczyłem nieznane nazwisko: Kalulu – dwudziestolatek i to w dodatku na środku obrony. Jak na tak młodego piłkarza, radził sobie dobrze, szczególnie na początku meczu, który przyniósł dwie bramki dla gospodarzy. W 10. minucie z rogu dośrodkował Çalhanoğlu, a Rebić z bliska strzelił do siatki głową. Zaspał Marusić, który pilnował Chorwata. Po siedmiu minutach strzelca pierwszej bramki sfaulował w polu karnym Patric, a z „wapna” pewnie strzelił Çalhanoğlu.

Grające znów bez Acerbiego Lazio miało wiele razy problemy w obronie. Gospodarze grali szybko i zdecydowanie – mimo że w ataku brakowało także kontuzjowanego Ibrahimovicia, a zastępujący go Leao był zupełnie niewidoczny. Goście mieli sporo szczęścia, że W 27. minucie strzelili kontaktową bramkę. Co niespotykane, głowa strzelił ją Luis Alberto, dobijając strzał z karnego Immobile, który świetnie obronił Donnarumma. Po pięciu minutach dopadł ich jednach pech, bo z boiska musiał zejść powracający po kontuzji Correa. Zastąpił go Muriqi, który grał bardzo nieudolnie – rzadko utrzymywał piłkę, nie dochodził do sytuacji strzeleckich – już do końca meczu.

Generalnie jednak Lazio zaczęło drugą połowę znacznie lepiej i przeważało niemal do jej końca. Skrzydłami co chwilę atakowali Marusić i Lazzari, ożywili się Luis Alberto i Immobile. Milan cofnął się na swoją połowę, jakby wątpiąc, że zdoła utrzymac do końca wysokie tempo. Wysiłki gości już w 60. minucie zostały nagrodzone bramką, którą strzelił właśnie król strzelców z zeszłego sezonu po dośrodkowaniu raczej mało aktywnego wcześniej Milinkovicia.

Wydawało się, że Lazio wygra, bo do 85. minuty nadal prowadziło grę i miało kolejne szanse na strzelenie bramki – czemu zapobiegała ich nieskuteczność bądź Donnarumma. W samej końcówc, jakby na sygnał od trenera, Milan ruszył do ataku. Dwie niemal stuprocentowe sytuacje bramkowe zmarnował Rebić, a w doliczonym czasie, znów po centrze Çalhanoğlu z rzutu rożnego, głową na 3:2 ustalił wynik Hernandez. To zakończenie meczu w wykonaniu gości było wyjątkowo frajerskie, a krycie przy bramce zawalił Muriqi. Zmiany trenera Inzaghiego tym razem nie przyniosły pozytywnych efektów, ale bić w piersi powinni się sami piłkarze, którzy wypuścili jeden punkt z rąk.

W obu zespołach było kilku piłkarzy grających świetnie, ale też kilku, którzy jakby oszczędzali siły. Mimo to, było co oglądać.

Podobne mecze: