Liverpool – Wolverhampton 1:0

Na ten zespół po prostu nie ma mocnych. Wygrywa nawet kiedy przeciwnicy – jak w tym meczu – zasługują przynajmniej na remis. Liverpoolowi pomagają sędziowie, VAR, szczęście i napastnicy konkurentów, którzy nie wykorzystują swoich okazji. Druga połowa sezonu, przynajmniej w lidze, będzie odliczaniem czasu do mistrzowskiej fety.

Trener Espírito Santo wymienił od poprzedniego meczu, wygranego 45 godzin wcześniej przeciwko MC, tylko czterech piłkarzy, ale zmienił ustawienie z 5-2-3 na 3-5-2, z sześcioma Portugalczykami. W Liverpoolu zmiana była tylko jedna – Lallana zagrał zamiast Keity. Podobnie jak przeciwko Leicesterowi, gracze Kloppa atakowali od samego początku i także nie wykorzystali kilku szans, które sobie wypracowali. Wolverhampton bronił się na swojej połowie, bez pressingu i zostawiając w pomocy niewiele miejsca. Za to w obronie kilka razy zabrakło gościom zawodników do pokrycia przeciwników, z czego wynikły sytuacje bramkowe Salaha – których nie wykorzystał.

Liverpool atakował niemal wyłącznie prawą stroną – opierając się na Alexander-Arnoldzie i Lallanie. Drugi z tych graczy zaliczył asystę przy bramce, którą w 42. minucie strzelił Mané – po długim podaniu od van Dijka. Jeszcze w pierwszej połowie piękną bramkę strzelił debiutujący w podstawowym składzie Pedro Neto – ale sędzia jej nie uznał – ze względu na spalonego o kilka pikseli na ekranie VAR.

Po przerwie inicjatywę przejęły „Wilki” – i tak było już do końca. Trener zmienił ustawienie na 4-4-2 i nakazał swoim graczom pressing, co przynosiło efekty. W 67. Van Dijk zgubił piłkę na rzecz przeciwnika – ale swój zespół uratował Alisson. Goście atakowali maksymalnie pięcioma graczami i często dwaj napastnicy byli od siebie izolowani i nie byli w stanie rozegrać piłki. Problemem był także ich wzrost i brak sensu centrowania na pole karne – przynajmniej do momentu, gdy Jotę zmienił w 72. minucie Jiménez . Meksykański napastnik zmarnował w 83. minucie świetną sytuację po długim podaniu – w ostatniej chwili zdołał zablokować go Gomez. W samej końcówce goście mogli strzelić przynajmniej dwie bramki, ale strzelali niecelnie.

Fani Wolverhamptonu mogą być dumni na boisku nowego mistrza i z generalnie świetnego meczu, ale też zawiedzeni. Po pierwsze dlatego, że sędziowie odebrali im bramkę. Po drugie dlatego, że nie byli w stanie ustalić wyniku, na który zasługiwali – przynajmniej remisu. Przykład powinni brać z niedzielnych przeciwników, którzy cokolwiek by się nie działo, wygrywają.

Podobne mecze: