Tottenham – Arsenal 1:1

To, że Tottenham nie jest w formie, było dokładnie widać w tym meczu – szczególnie jeśli by go porównać z najlepszymi z tego sezonu. Na dodatek sędzia Taylor popełnił kilka poważnych błędów przeciwko gospodarzom meczu. Udało im się jednak wywalczyć punkt bardzo pewnym w obronie Arsenalem. Po raz kolejny zmiany Pochettino przyniosły dobry efekt.

W pierwszej połowie obie drużyny nastawiły się przede wszystkim na pewność w obronie. Arsenal bronił w zdyscyplinowany sposób i głęboko, wszystkimi graczami poza Lacazettem. W dodatku na lewej i prawej stronie obrony grali środkowi obrońcy, co ograniczało gościom możliwości ataku bokami. Tottenham znów zagrał piątką obrońców, a kluczowe dla gry przed przerwą było ustawienie środka pomocy, gdzie Wanyama w stu procentach koncentrował się na obronie a Sissoko biegał do przodu z atakami. Eriksen grał tym razem wysoko – i bardzo rzadko był przy piłce. Wynikało to z tego, że jego koledzy grali swoje akcje przede wszystkim prawą stroną i często grali długie podania do swoich dwóch napastników. Piłka omijała w ten sposób duńskiego playmakera a akcje gospodarzy były przewidywalne. Przy całej wartości Wanyamy w defensywie, to, że nie potrafi zagrać dokładnie do przodu, znacznie zmniejsza jego szanse w walce o miejsce w składzie z Dierem i Winksem – którzy tym razem nie grali z powodu drobnych kontuzji.

Środek pomocy Arsenalu, podobnie jak obrona, grał bardzo pewnie i blokował przestrzeń do akcji przed polem karnym. Ramsey, który grał najwyżej ze środkowych pomocników, strzelił też gola w 15. minucie. Z piłką po długim podaniu na środku pola minął się Sánchez, na wolne pole zagrał ją Lacazette, a Walijczyk przebiegł z nią 30 metrów i pewnie ograł Llorisa. Ataki Tottenhamu ożywiły się dopiero na kwadrans przed przerwą, a w samej końcówce znakomite okazje bramkowe zmarnowali Eriksen i Sissoko – ich strzały z pola karnego świetnie zatrzymał Leno. Swój zespół w końcówce pierwszej połowie uratował też Lloris – po kontrze i strzale Iwobiego.

Emery także tym razem szybko zmienił jednego z piłkarzy. Na drogą połowę nie wyszedł Guendouzi, który niczym się nie wyróżnił, ale nie grał źle. Zastąpił go Torreira – gracz gorszy w ofensywie. Krótko po przerwie goście powinni byli strzelić gola na 2:0 – po akcji Monreala i Iwobiego bardzo dobrej okazji nie wykorzystał Lacazette. On też szybko został zmieniony – na Aubameyanga. Z kolei w drużynie Pochettino za Wanyamę wszedł Lamela a ustawienie zespołu zmieniło się na 4-4-2, z Rosem i Lamelą na skrzydłach. Eriksen cofnął się na środek pomocy, co sprawiło, że akcje gospodarzy były bardziej płynne i szły nie tylko prawą stroną, gdzie przez cały mecz ciężko pracował Trippier.

W 74. minucie gola z karnego strzelił Kane – po dyskusyjnym faul Mustafiego na nim samym. Wcześniej lider Tottenhamu strzelił gola głową po rzucie rożnym, ale sędzia błędnie odgwizdał spalonego. W grze Kane’a było widać, że po kontuzji nadal nie jest w pełni formy. Słabo wypadł Son, który pod nieobecność Anglika zajmował się strzelaniem bramek. W końcówce było na boisku dużo chaosu, fauli i niecelnych podań. Był też drugi karny, którego bezpodstawnie podyktował Taylor na minutę przed końcem. Na szczęście niedokładnie strzelił go Aubameyang a Lloris zdołał wybić piłkę. W ostatniej minucie czerwoną kartkę dostał jeszcze, za bardzo niebezpieczny wślizg, Torreira.

Nie był to wielki mecz, raczej walka o punkty, w której obaj przeciwnicy chcieli się nawzajem przechytrzyć. Na pochwały zasłużyli szczególnie Mkhitarian i Sissoko, którzy walczyli zarówno w ataku jak i w defensywie i w obu kierunkach byli skuteczni. Poza tym świetnie zagrali Sokratis i Koscielny – czego nie można powiedzieć o Sánchezie. Raczej zawiedli Rose, Son i Eriksen. Özil, po raz kolejny, wszedł z ławki – i nie pokazał niczego ciekawego.

Podobne mecze: