Atalanta – Milan 1:3

Atalanta po raz kolejny pokazała, że nie bez powodu w tabeli jest przed Romą, Lazio, Fiorentiną i – do niedawna – przed swoim sobotnim przeciwnikiem AC Milan. W zespole gości był jednak środkowy napastnik, który dwoma bramkami sprawił, że wyraźna przewaga gospodarzy z Bergamo nie dała im nawet jednego punktu – Krzysztof Piątek.

Różnice w nastawieniu obu ekip było widać od początku meczu. Zespół Gasperiniego miał atakować skrzydłami i wykorzystywać talent do rozgrywania i dryblowania dwóch kreatywnych środkowych pomocników: Gómeza i Iličicia. Tą drogą piłka miała docierać do jedynego napastnika – Zapaty. Milan grał z cofniętą linią obrony, właśnie po to, by Kolumbijczyk nie miał miejsca na wychodzenie do prostopadłych podań. W środku pola Paquetá i Bakayoko mieli się opiekować rozgrywającymi Atalanty, z pomocą Kessié i Çalhanoğlu, wracających za akcjami gospodarzy i zagęszczającymi sektory przed polem karnym. W przypadku okazji do kontry, piłka miała szybko trafiać do Suso lub Çalhanoğlu, a potem, w jak jak prostszy sposób, do Piątka.

Atalanta od początku meczu realizowała 80 procent swojego planu. Znacznie dłużej była przy piłce – akcje szły przede wszystkim prawą stroną przez niezmordowanego Hateboera, a potem Iličicia, który próbował szukać miejsca poza polem karnym i holować ją w stronę linii końcowej, by dośrodkować przed bramkę. Nie robił tego Gómez, którym dobrze opiekował się Bakayoko. Dlatego kapitan gospodarzy nie był zbyt widoczny i dość szybko został zmieniony w drugiej połowie. Największym brakiem w realizacji planu był jednak brak kontaktu z Zapatą, który nie dostawał w ogóle dobrych podań – za co brawa należą się Musacchio i Romagnolemu.

Zespół z Bergamo prowadził zasłużenie od 33. minuty, kiedy Iličić po prawej stronie pola karnego ograł dwóch graczy Milanu i wycofał na 14. metr, skąd uderzył Freuler. Zabrakło asekuracji środkowych pomocników gości – strzelec gola, a także dwóch innych graczy Atalanty było w tym miejscu nie pilnowanych. Do końca pierwszej połowy nic nie wskazywało na to, że Milan zdoła wyrównać – obrońcy gospodarzy dobrze opiekowali się Piątkiem, który nie dostawał podań. Jednak w 46. minucie Rodríguez zacentrował z lewej strony „na aferę” a w polu karnym Piątek jednym dotknięciem w powietrzy skierował ją w długi róg bramki. W tej akcji obrońcy po prostu go zignorowali – i po raz kolejny kibice we Włoszech zobaczyli, że polski napastnik potrafi być zabójczy.

Druga połowa zaczęła się jak pierwsza – Atalanta kontrolowała grę, nadal grała przede wszystkim prawą stroną i zostawiała sporo miejsca w środku pola. Niespodziewanie, Milan wyszedł na prowadzenie w 53. minucie, kiedy jeden z obrońców z Bergamo odbił piłkę przed pole karne, a tam z 25. metrów pięknie uderzył w długi róg Çalhanoğlu. Gasperini szybko wprowadził za Gómeza zaledwie 19-letniego Kulusevskiego, zawodnika o dość podobnym profilu, ale ze znacznie mniejszym doświadczeniem – co powinno rozzłościć argentyńskiego kapitana. Zespół nie zdążył zareagować – w 61. minucie było już 1:3. Piątek znów nagle pojawił się w kadrze po centrze Çalhanoğlu z rożnego i z 7 metrów główkował do bramki . Nie było przy nim żadnego obrońcy, tylko Zapata, który spóźnił się z interwencją.

Przez ostatnie pół godziny znów przeważali gospodarze. Zmęczonego Hateboera zastąpił Gosens a Castagne przeszedł na prawą stronę i stamtąd kilka razy wypracował kolegom lub sobie okazje do strzałów. Gdyby je wykorzystali, Atalanta mogła przynajmniej zremisować ten mecz. Strzelali jednak w środek bramki, gdzie piłkę łapał Donnarumma. Trener Gattuso za zwycięstwo powinien podziękować Piątkowi, Çalhanoğlu i losowi – bo wygrana była dość szczęśliwa. Trzeba jednak docenić to, że goście wiedzieli, co robią: czekali na błędy przeciwników i je wykorzystali. Ataki Atalanty funkcjonowały nawet gdy trener za trzech rutyniarzy wprowadził młodych graczy. Na pewno na koniec sezonu Gasperini znów straci przynajmniej trzech zawodników, sprzedanych za kilkadziesiąt milionów. Oby po raz kolejny zdołał wypełnić luki.

Podobne mecze: