Manchester City – Liverpool 2:1

To nie był mecz, który zdecyduje o mistrzostwie. Być może byłby, gdyby zwyciężyli goście, ale zasłużenie zrobili to gospodarze. Dzięki temu zmniejszyli stratę do Liverpoolu do czterech punktów i zadali mu pierwszą porażkę w sezonie. Drużyna Guardioli wygrała mimo kilku osłabień i może z optymizmem patrzeć w przyszłość. Piłkarze Kloppa muszą po prostu grać dalej tak, jakby tego meczu nie było.

W składzie MC na lewej obronie zaczął środkowy obrońca Laporte, bo Mendy jest kontuzjowany a Delph – zawieszony za kartki. Guardiola nie dał szansy 22-letniemu Zinczence, wobec czego na środku obrony, poza Stonesem, zagrał Kompany. Na prawej obronie Walkera zastąpił Danilo. W pozostałych formacjach MC ani Liverpoolu nie było niespodzianek i obie drużyny zaczęły ustawieniami 4-3-3. W zespole gości tym razem Firmino grał na środku ataku – mimo że ostatnio robił to często Salah.

Mecz zaczął się od kilku zbyt ostrych starć i było widać, że walka będzie się toczyła w każdej strefie boiska i między wszystkimi zawodnikami. Zarówno MC jak i Liverpool naciskały przeciwników wyprowadzających piłkę już 30 metrów od ich bramki. Po pięciu minutach przewagi, gospodarze zaczęli mieć problemy z rozgrywaniem – Liverpool nie zostawiał im na to miejsca. Co więcej, zespół Kloppa niemal strzelił gola w 17. minucie, kiedy po prostopadłym podaniu Salaha Mané trafił w słupek, a Stones z Edersonem tylko cudem uniknęli samobójczej bramki. Już do przerwy okazji bramkowych było mało, ale najlepszą z nich bezbłędnie wykorzystał Agüero, który w 40. minucie najpier przewrócił się w polu karnym, a potem wstał i wybiegł zza pleców Lovrena i pewnie wykorzystał piękne podanie B. Silvy.

Drugą połowę lepiej zaczęli gospodarze, którzy kontrolowali mecz, nawet jeśli dawali utrzymać piłkę Liverpoolowi. Obrona i pomoc MC grały blisko siebie, nie pozwalając przeciwnikom grać prostopadłych piłek. Niewiele kontaktów z piłką miał Salah, dobrze w polu karnym spisywali się Kompany i Stones, a przed nimi – Fernandinho. Klopp dość szybko zmienił Milnera na Fabinho i zmienił ustawienie na 4-4-2, w którym Mané grał na skrzydle. W dużej części dzięki temu, goście wyrównali w 64. minucie. W końcu udany przerzut zaliczył Alexander-Arnold, z drugiej strony krótko zgrał do środka Robertson a tam głową z bliska strzelił Firmino.

Po golu na boisku zrobiło się jeszcze więcej miejsca. Liverpool grał szybciej i kilka razy dochodził na pole karne, ale to MC drugi raz wyszedł na prowadzenie. W 72. minucie przed polem karnym do Sané podał Sterling, Agüero na chwilę ściągnął Alexandra-Arnolda do środka, co wystarczył Niemcowi na oddanie bardzo dokładnego strzału w długi róg. Po tej bramce gospodarze zupełnie oddali inicjatywę Liverpoolowi i cofnęli się na własną połowę, a Guardiola wymienił Laporte’a i Kompany’ego na Walkera i Otamendiego. Ryzyko opłaciło się – goście nie byli w stanie znaleźć dziur w obronie i przegrali.

Za mecz brawa należą się przede wszystkim całej obronie MC, Fernandinho i Agüero, który wyglądał na wyjątkowo zmotywowanego i stale pojawiał się w nieoczekiwanych dla Liverpoolu miejscach. Dobrze zagrali van Dijk i Robertson, po raz kolejny zawiódł Mané, któremu Klopp powinien w końcu dać odpocząć nie błyszczeli Wijnaldum i Milner, a Lovren w końcówce popełnił dwa poważne błędy. Następne mecze nie będą dla liverpoolczyków wygodne – Wilki w krajowym pucharze i Brighton w lidze, oba na wyjeździe. Klopp musi zadbać, by wygrane były tam „business as usual” – jak przed porażką w Manchesterze.

Podobne mecze: