Tottenham – Manchester City 0:1

Nie bez problemów ale zasłużenie MC wywiózł z Londynu trzy punkty. Oba zespoły zagrały z dużym respektem dla przeciwnika i nastawione przede wszystkim na obronę. Goście byli lepsi w grze do przodu jak i destrukcji. Wykorzystali jedną z przynajmniej trzech bardzo dobrych sytuacji. Tottenham miał takie dwie i obie zmarnował. Tym razem brakło niezawodności Kane’a, który często gubił piłkę i po prostu nie miał swojego dnia – w walce z przynajmniej trzema obrońcami na raz.

Mecz rozpoczął się od dwóch błędów Trippiera i gola. Angielski obrońca najpierw niezdarnie wycofał piłkę, do której dobiegł Sterling, a potem dał się mu minąć. Kolega z reprezentacji zgrał na środek pola karnego, gdzie nikt nie zablokował strzału Mahreza i w 6. minucie było 0:1. Tottenham inicjatywę odzyskał w okolicach 20. minuty i po okresie przewagi i akcji Sissoko prawą stroną zabrakło dokładnego dośrodkowania. Błąd popełnił Mendy, który był najsłabszym graczem swojego zespołu i niepewnie zachował się jeszcze przynajmniej dwa razy.

Kane swoją najlepszą okazję bramkową zmarnował w 34. minucie, kiedy zbyt daleko wypuścił sobie piłkę i dał się prześcignąć Edersonowi. Anglik wiele razy podawał niedokładnie i nie był w stanie przytrzymać piłki. Inna sprawa, że nie miał zbyt dużego wsparcia z przodu. Najbliżej środkowego napastnika grał Lamela, Lucas Moura – wyraźnie na lewej stronie i nieco głębiej. Alli, który zwykle jest „fałszywą dziewiątką”, zaczął mecz na ławce, podobnie jak grający zwykle dobre podania Eriksen. Pewnie i odważnie grali obaj środkowi obrońcy MC a Fernandinho był najlepszy w swoim zespole, ograniczając pole działania i tak defensywnie nastawionym pomocnikom. Przez cały mecz Dembélé ani Dier nie zagrali celnego prostopadłego podania. Do przodu ciągnął swój zespół przede wszystkim Sissoko, który był wszędzie.

Ozdobą meczu były 70-metrowe podania Edersona do nogi. Jego drużyna grała bardzo szeroko i także dzięki temu takie rozpoczynanie akcji miało sens. W 55. minucie D. Silva zmarnował świetną sytuację bramkową – zamiast przepuścić piłkę do Sterlinga. Agüero był wyjątkowo niewidoczny – grał głębiej niż Mahrez i Sterling, który stale czatował na prostopadłe podania. Argentyński napastnik miał swoją stuprocentową okazję w 65. minucie ale strzelił w środek bramki. Mimo zbliżającego się końca spotkania, Tottenham nie angażował w ataki więcej niż sześciu graczy. Nawet jeśli te ataki były dynamiczne, obrońcy MC mieli sytuację pod kontrolą.

Stracili ją dopiero w 80. minucie, kiedy po rajdzie Alliego i dobrej centrze Lamela fatalnie spudłował z 12 metrów. Na boisku był także Winks i Eriksen, którzy rozruszali pomoc Tottenhamu, ale tylko trochę. Gospodarzom do remisu zabrakło przebłysku geniuszu Kane’a lub odrobiny solidności Lameli. Pod względem jakości składu pozostają za MC daleko w tyle.

Podobne mecze: