Francja – Chorwacja 4:2

Tylko raz w historii finałów mistrzostw świata padło więcej bramek. Wygrali, zgodnie z oczekiwaniami, Francuzi, ale dla Chorwatów sam awans do finału był historycznym osiągnięciem. Nie zagrali w nim źle, a na osłodę dostali nagrodę dla najlepszego zawodnika turnieju dla Luki Modricia. Wszyscy powinni być zadowoleni, łącznie z Infantino i Putinem („najlepsze mistrzostwa w historii”).

Wspomnienia wielu widzom (nie tylko chorwackim) popsują jednak dwie pierwsze bramki dla Francuzów, a konkretniej to, że padły po błędach sędziego. Najpierw Mandżukić strzelił samobója po wolnym podyktowanym po symulce Griezmanna. Potem ten zawodnik wykorzystał karnego po nieumyślnym zagraniu ręką Perisicia w polu karnym. Właśnie o dwie bramki Chorwaci byli gorsi od Francuzów – i na pewno o tym nie zapomną.

Przez cały mecz grę prowadziła drużyna w kraciastych koszulkach. Nie wróżyło im to dobrze, bo tak samo wyglądał półfinał Francuzów przeciwko Belgii. Grę prowadzili Modrić z Rakiticiem i bez większych problemów znajdowali z przodu dobrze ustawiających się Perisicia i Mandżukicia. Dwa razy w niebezpiecznych sytuacjach swój zespół ratował Umtiti. Potem w 19. minucie z wolnego zacentrował Griezmann, a w zamieszaniu na polu karnym – na swoje nieszczęście – najwyżej wyskoczył Mandżukić i trafił pod poprzeczkę własnej bramki. Jego drużyna nie spuszczała jednak z tonu – w końcu przegrywała 0:1 po raz czwarty na tym turnieju. Po zaledwie 10 minutach, po rzucie wolnym, Vida przytomnie zgrał piłkę do Periscia, a ten najpierw przełożył piłkę na lewą nogę, a potem pewnie uderzył w długi róg.

Francja nie ruszyła do ataków – piłkę nadal mieli Chorwaci. Faworyci finału bronili się w miarę pewnie i czekali na okazje do kontr – które, jak pokazali we wcześniejszych meczach – grają najlepiej na świecie. Gol na 2:1 padł jednak po rzucie karnym którego w 37. minucie pewnie wykorzystał Griezmann, trafiając po raz czwarty na tym turnieju.

Drugą połowę znów od mocnego uderzenia zaczęli Chorwaci. W 48. minucie fatalną stratę zanotował Pogba, a strzał Rebicia bardzo dobrze obronił Lloris. Minutę później Varane stracił piłkę na rzecz Mandżukicia, który jednak nie wykorzystał dobrej sytuacji. Chwile później pierwszą dobrą kontrą po przerwie przeprowadzili Francuzi – Subasić popisał się jednak świetną interwencją i zabrał piłkę Mbappe. W 59. minucie prowadzenie Francuzów podwyższył Pogba, strzelając lewą nogą z 22 metrów po akcji Mbappe i Griezmanna. Po kolejnych pięciu minutach było już 4:2, po podaniu Hernandeza i strzale Mbappe z niemal tego samego miejsca. W obu przypadkach zawinili środkowi pomocnicy Chorwacji – niekoniecznie Brozović, mimo że grał cofnięty za dwoma rozgrywającymi i teoretycznie bardziej odpowiadał za defensywę.

W tym momencie Lloris mógł mieć nadzieję na nagrodę dla najlepszego bramkarza turnieju, ale myślał o tym chyba zbyt intensywnie, bo w 69. zaliczył kolejny w karierze idiotyczny błąd – próbował dryblować na własnym polu karnym Mandzukicia i zapomniał, jak długie nogi ma jego przeciwnik. Efekt był taki, że padł gol na 4:2 i dał Chorwatom jeszcze nadzieje na dogrywkę. Co więcej, nadal mieli oni chęci i siły do walki, mimo że wcześniej rozegrali dwie dogrywki. Najbliżej gola (metr od słupka) był Rakitić, ale ostatecznie wynik się utrzymał. Deschamps wprowadził na boisko: N’Zonziego, Tolisso i Fekira a Dalić: Kramaricia i Pjacę.

Trudno powiedzieć coś innego, niż że Francja pod wodzą Deschampsa była najlepsza. Trener wiedział, jak chce grać i dobrał do tego odpowiednich piłkarzy, a poza tym – nakłonił te wszystkie gwiazdy do ciężkiej pracy dla zespołu – Pogba odpowiedzialnie krył i odbierał piłki z tyłu, Mbappe i Griezmann (który to podejście doskonale zna z Atletico) wracali za każdą akcją, Giroud grał, mimo że jako środkowy napastnik nie strzelił gola w sześciu meczach. Były inne dobre zespoły na tym turnieju, ale zasłużenie odpadły. Inni faworyci kompletnie zawiedli. Chorwatów trzeba docenić nie tylko za wielką klasę swoich gwiazd, ale także za to, że inni dołączyli do nich poziomem i dawali z siebie wszystko. Poza tym za to, że także w finale grali swoje. Mogli się cofnąć i przegrać 0:1, woleli jednak spróbować szczęścia w tym, czym są najlepsi. Miło, że szeroka publiczność futbolowa zapamięta Modricia, Rakiticia, Lovrena czy Periscia nie tylko z występów dla ich klubów.

Podobne mecze: