Southampton – Tottenham 1:4

Zespół Puela zaczął od gola już w 2. minucie – ale potem było tylko gorzej. Szczególnie w drugiej połowie Tottenham pokazał, że jest mocniejszą i stabilniejszą drużyną. Gościom z Londynu poszło to tym łatwiej, że gospodarze grali od 57. minuty w dziesiątkę i w wygranej nie przeszkodziło im to, że Dier musiał zagrać na środku obrony.

“Święci” wyszli na boisko ustawieni dość ofensywnie, z tylko jednym wybitnie defensywnym pomocnikiem w środku pola. Poza tym boczni obrońcy stale wchodzili głęboko wzdłuż linii i pozwalali Boufalowi i Redmondowi na wchodzenie w pole karne. Właśnie po dryblingu pierwszego z nich wywalczyli rzut wolny, a centrę Ward-Prowse’a wykorzystał głową Van Dijk (przeskakując Vertonghena o dobre pół metra).

Niestety dla fanów gospodarzy, szybko spuścili z tonu. Już po kwadransie inicjatywę przejęli piłkarze Pochettino – i tym razem przeskoczony został Van Dijk – wcale nie przez jakiegoś giganta, a przez Alliego po centrze Sissoko . Potem do przerwy przeważali londyńczycy, u których grę bardzo często “robili” Rose i Walker, centrując w pole karne lub podając prostopadle do Sissoko i Eriksena. Dwaj ostatni i Alli byli zresztą bardzo ruchliwi i właściwie w każdej akcji wymieniali się miejscami. Po przerwie okazało się to nie do opanowania przez pomocników Puela, tym bardziej że często w ofensywie udzielał się nawet Wanyama i w jedej sytuacji prawie strzelił gola, po wejściu w pole karne dryblingami.

Po przerwie Tottenham szybko objął prowadzenie: przy rogu gospodarze nie upilnowali Kane’a, który pewnie uderzył głową. Chwilę później po kontrze Redmond sfaulował (?) Allego w polu karnym i dostał czerwoną kartkę. Na szczęście dla FC Saints Kane “kopnął kreta” i piłka przeleciała nad poprzeczką. Londyńczycy kontrolowali grę i kolejną okazję mieli w 70. minucie, kiedy Eriksen pięknie uderzył z 20 metrów, ale piłka odbiła się od poprzeczki. Już przed wyrzuceniem Redmonda z boiska Duńczyk, Sissoko i Alli mieli dużo miejsca, ale po nim robili, co chcieli.

W 71. minucie Puel zmienił na raz aż trzech zawodników, ale efekt zmiany był negatywny. Z boiska zeszli apatyczni: Boufal, Rodriguez i Davis, ale ich zmiennicy nie zdołali wiele zrobić, za to kolejne dwie bramki w końcówce strzeli goście – obie po kontrach. Najpierw piękny cross Eriksena wykorzystał Son, a po chwili Rose wypracował drugą bramkę Allemu.

Tottenham imponował zaangażowaniem w ofensywie i mobilnością wszystkich graczy. Nawet Kane często schodził do linii, a Wanyama wbiegał w pole karne. To była właśnie recepta na Southampton, którego piłkarze nie nadążali z kryciem. Bardzo blado wypadł Rodriguez (który zresztą nigdy nie był środkowym napastnikiem) i pod długą nieobecność Austina, w następnym meczu od poczatku zagra pewnie Long. Boczni obrońcy gości po raz koleny pokazali, że są jednymi z najlepszych w całej lidze.

Podobne mecze: