Chelsea – Liverpool 2:1

Gdyby w drugiej połowie obie drużyny utrzymały tempo z pierwszej, być może byłby to najlepszy mecz tego sezonu. Przed przerwą świetne było nie tylko tempo, ale także poziom umiejętności obu drużyn, ich zaangażowanie i taktyka. Niestety, w drugiej połowie było już trochę gorzej – goście nie byli w stanie przełamać kontroli Chelsea nad meczem. Londyńczycy wygrali zasłużenie po bramkach Hazarda i Eto]o. Szkoda tylko, że taką ich formę kibice mogą w tym sezonie oglądać tylko od święta.

Ledwo mecz się zaczął… już wygrywał Liverpool. W 4. minucie Škrtel z bliska kopnął do siatki piłkę, która wcześniej odbiła się od Suáreza. Inicjatywę z miejsca przejęła Chelsea, ale drużyna Rodgersa cały czas była przygotowana na kontry. Gospodarze grali szybko i efektownie, widać że Mourinho dał dużo swobody ich kreatywnym pomocnikom. Willian i Hazard stale zbiegali do środka, wymieniali się miejscami z Oscarem i wieloma podaniami dostawali się w pole karne przeciwników.

Wyrównanie zdobył w 17. minucie Hazard – pięknym strzałem z 16 metrów w długi róg. Wcześniej bramki mogły paść po strzałach Lamparda i Cahilla. Świetnie tempo gry regulował Lampard, który był tylko trochę gorszy od najlepszego na boisku Hazarda. Eto’o dawał swojej drużynie przynajmniej tyle, co ostatnio Torres, a w 34. minucie wyprowadził ją na prowadzenie po kilku dryblingach i dośrodkowaniu Oscara – strzelił lekko z 3 metrów, a piłki na bok nie zdołał zbić Mignolet. To jego kolejna pomyła, po golu Negredo w meczu z MC we środę.

Liverpool atakował niemal wyłącznie skrzydłami, wyciągając wnioski z ostatniego meczu Chelsea z Arsenalem. Wykorzystywał przy tym szybkość Sterlinga i przegląd pola Coutinho, ale jednemu z nich w decydujących chwilach brakowało rozsądku a drugiemu – szybkości. Suárez przez większą część meczu był zupełnie niewidoczne, za co gratulacje należą się Terry’emu, Cahillowi i Davidowi Luizowi. Największe zagrożenie dla bramki Cecha stworzył po przerwie Sakho, strzelając głową w poprzeczkę po centrze Hendersona.

Dało o sobie znać zmęczenie piłkarzy sezonem. Z kontuzjami schodzili z boiska Ivanovic i Allen, a Lampard nie wyszedł na druga połowę. Liverpool nie zasłużył na wygraną, ale gdyby miał trochę szczęścia, zdobyłby gola na 2:2 z karnego – ale w 83. minucie sędzia nie odgwizdał faulu Eto’o na Suárezie.

Mimo że goście okazali się słabsi, Rodgers może być dumny ze swojej pracy na Anfield – jego drużyna w stu procentach gra w tej samej lidze co Arsenal, MU, MC, Tottenham, Chelsea. Wystarczy ostatnie mecze porównać z tymi sprzed roku i dwóch lat, by zobaczyć różnicę.

Podobne mecze: