Francja – Anglia 1:1

Od początku meczu było widać, że to Francuzi, zgodnie z przewidywaniami, będą prowadzili grę. Anglicy nastawiali się na maksymalne utrudnianie rozgrywania w środku pola, jego zacieśnieni, i na bezpośrednie podania do swoich czterech ofensywnych graczy. Remis był sprawiedliwy, ale niestety obie drużyny nieco zawiodły. Może rozkręcą się w kolejnych meczach?

Pierwszą sytuację bramkową Anglicy mieli w 17. minucie, właśnie po prostopadłym podaniu (pięknym) Welbecka do Milnera. Grający na prawym skrzydle zawodnik MC z trudnej pozycji strzelił obok pustej bramki. Poza Welbeckiem, na prostopadłe piłki czekał Young, który przez większą część spotkania grał na równi z nim – nie jako cofnięty playmaker, tylko typowy AMC/trequartista. Gerrard poświęcał się przede wszystkim defensywie i szukaniu okazji do crossów (co dobrze wiedzieli i skutecznie temu przeciwdziałali Francuzi).

Francuzi w pierwszej połowie najczęściej grali prawym skrzydłem, wykorzystują Debuchy’ego i Ribery’ego, który też często schodził do środka. Po raz pierwszy naprawdę blisko bramki byli w 35. minucie, po centrze z wolnego i główce Diarry – którą jednak obronił Hart. Wtedy Anglicy prowadzili już 1:0 – pięć minut wcześniej w niemal identycznej sytuacji dośrodkował Gerrard, a głową uderzył Lescott, który zgubił kryjącego go Diarrę. Na szczęście dla Blanca i jego zawodników, jeszcze przed przerwą wyrównał Nasri – pięknym plasowanym strzałem w krótki róg.

Od początku drugiej połowy Anglicy nadal się bronili, ustawiając obronę maksymalnie blisko pomocy. Francuzi tego nie wykorzystali – grali mało prostopadłych piłek, a ich selekcjoner nie wprowadził na boisko drugiego napastnika. Co prawda drużyna FFF wymieniała w środku znacznie więcej podań, także za sprawą Maloudy, który był tam znacznie częściej niż na skrzydle, ale nie uzyskała naprawdę dużej przewagi. Francuzi grali po prostu zbyt wolno, by czymkolwiek zaskoczyć bardzo doświadczonych obrońców Anglii. Dobrze spisywali się też Gerrard i Parker.

Nawet w ostatnich 10 minutach, kiedy zespół Hodgsona rzeczywiście cofnął się we własną szesnastkę, centry Debuchy’ego nie przynosiły rezultatów. Po prostu przed Hartem nie było nikogo, kto mógłby mu naprawdę przeszkodzić. Z centrami lądującymi dalej od bramki radzili sobie Terry i Lescott.

Podobne mecze: