Manchester City – Tottenham 3:2

Jeśli ktoś ma wątpliwości, ten mecz pokazał, które zespoły grają najładniej w Premier League. MC wygrał dzięki odrobinie szczęścia (które sprzyja lepszym) i temu, że sędzia nie widział idiotycznego zagrania Balotellego, za które powinien był dostać drugą żółtą kartkę. Mimo wszystko zasłużył na brawa – bo wygrał bez dwóch swoich kluczowych graczy w składzie.

Mancini ustawił swoich zawodników tym razem w 4-4-2 i dzięki temu miał więcej siły ognia w polu karnym przeciwnika. Obowiązek ataków skrzydłami spadł za to na bocznych obrońców – bo z czwórki pomocników i dwójki napastników właściwie żaden nie grał na stałe na boku. W Tottenhamie do zamiast niedostępnego Adebayora w ataku zagrał szybszy ale niższy Defoe. Na środku obrony razem z Kingiem grał Kaboul.

Pierwsza połowa rozpoczęła się od ataków gości, które trwały przez kwadrans. Londyńczycy wykorzystywali to, że mają w składzie dwóch playmakerów i dopasowywali swoje ustawienie do obrony przeciwników. Atakowali momentami nawet sześcioma zawodnikami – lewym, prawym skrzydłem lub środkiem. W polu karnym wyraźnie brakowało wzrostu Adebayora i wszyscy czterej gracze na boku musieli więcej grać po ziemi. Defoe przed przerwą był niewidoczny.

MC przejął inicjatywę po pierwszych 15 minutach i kombinował krótkimi podaniami – by na polu karnym piłkę dostali Aguero lub Dżeko. Argentyńczyk wypadał znacznie lepiej w takiej grze, nie marnował podań i lepiej znajdował luki w ustawieniu obrony. Oczywiście co druga piłka trafiała do Silvy, obecnego na całej szerokości boiska i co jakiś czas wbiegającego w pole karne. Tottenham bronił się bardzo dobrze. Odpowiednio szybko przerzucał piłkarzy w zagrożoną strefę i odbierał piłki. Kontry jednak zupełnie mu nie wychodziły.

Po przerwie do ataku ruszyły oba zespoły na raz i efektem była wymiana ciosów. Gra przeniosła się przede wszystkim na skrzydła, a korzyści z tego odnieśli gospodarze. W 56. minucie Nasri po prostopadłym podaniu Silvy wszedł w pole karne i wykorzystał brak reakcji środkowych obrońców. Po 3 minutach było już 2:0 – centra z rzutu rożnego przeszła na środek pola bramkowego, a tam Lescott wepchnął ją do bramki.

Kibice MC jeszcze nie przestali się cieszyć, a Tottenham strzelił swoją pierwszą bramkę. Po wybiciu Friedela, Savić przedłużył piłkę głową – ale zbyt słabo. W momencie gdy Hart wychodził do piłki, opanował ją Defoe, minął go i spokojnie strzelił do pustej bramki. Po kilku minutach Dżeko miał swoją najlepsza okazję bramkową w meczu, ale w pojedynku z Friedelem strzelił nad poprzeczką. Zamiast powiększonego prowadzenia, w 65. minucie był już remis 2:2. Po podaniu wzdłuż linii pola karnego Bale strzelił z pierwszej piłki i Hart nie zdołał wybić tego strzału.

W tym momencie Mancini posłał na boisko Balotellego. Włoch grał nie lepiej niż Dżeko, szybko zarobił żółtą kartkę, a w 85. minucie wyraźnie chciał nadepnąć na twarz Parkera – czego nie zauważył sędzia. Redknapp dokonał defensywnych zmian (Livermore i Pienaar za van der Vaarta i Lennona), ale jego zespół wciąż miał kim kontrować. Defoe grał znacznie lepiej niż przed przerwą, a w 91. minucie był o kilka centymetrów od strzelenia swojej drugiej bramki – strzelał wślizgiem po akcji Bale’a. W 94., ostatniej minucie, King zupełnie niepotrzebnie wyciął na polu karnym Balotellego, a rezerwowy MC spokojnie wykorzystał rzut karny na 3:2.

Tottenham zasłużył na remis, ale w lekkomyślny sposób go stracił. Ozdobą meczu była gra pomocy obu zespołów, przede wszystkim Modricia, Parkera, van der Vaarta i Bale’a oraz Silvy, Barry’ego i Nasriego. To była wymiana podań na dużej szybkości, ale też pressing, który można porównać do tego prosto z Barcelony.

Podobne mecze: