Arsenal – Everton 2:1

Czasy się zmieniają i zespoły też. Jeszcze rok temu można by powiedzieć, że Everton przegrał wygrany mecz w stylu Arsenalu. Teraz Arsenal wygrywa jak Chelsea a drużyna Ancelottiego jest bezsilna jak za Ranieriego. We wtorek grający bez Cahilla liverpoolczycy nie potrafili utrzymać darowanego im przez sędziego prowadzenia.

Arsenal rozpoczął mecz anemicznie i pozwalał Evertonowi na szybkie rozgrywanie w środku pola i dokładne podania do Sahy lub skrzydłowych. Już w pierwszym kwadransie goście kilka razy zagrażali bramce Szczęsnego, a w 24. minucie Saha (po spalonym) spokojnie strzelił w długi róg, obok polskiego bramkarza. Zespół Moyesa mniej niż zwykle grał wysokich piłek na Fellainiego, poza tym Bilaletdinow i Coleman grali dość blisko środka.

Arsenal w pierwszej połowie często gubił piłki w środku pola i raził nieporadnością, brakiem pomysłu i chęci na dojście na pole karne Howarda. Jeden raz piękną akcję rozegrali Van Persie z Fàbregasem, ale nie zakończyła się celnym strzałem. Niedługo przed przerwą “Toffees” mieli kolejne sytuacje bramkowe, ale wtedy dobrze spisał się Szczęsny. Słabo działał środek pola Arsenalu, co potwierdziły zmiany w drugiej połowie – zeszli Song i Wilshere.

Po przerwie akcje Arsenalu nie stały się bardziej błyskotliwe ani szybsze. Everton bronił się solidnie, ale przy wychodzeniu z własnej połowy zbyt często gubił piłkę. Szczęście gospodarzom przyniósł Arszawin, który kilka minut po wejściu na boisko wykorzystał podanie Fàbregasa i strzelił obok bezradnego Howarda. Londyńczycy poczuli szanse i ruszyli do składniejszych ataków, prowadzonych, jak zwykle, przez Fàbregasa. Już w 76. minucie na 2:1 strzelił Koscielny, po centrze z rogu i błędzie w ustawieniu niebieskiej obrony.

Po stronie Evertonu na boisku pojawili się Osman, Jagielka i Anichebe, ale nic nie zdziałali. Zespół wiecznego ligowca jest chyba skazany na przeciętność. Moyes ma w kadrze solidnych piłkarzy, ale brak graczy tak wybitnych, jak ci, którzy ciągną Tottenham ku Lidze Mistrzów. Taki jest może Arteta, ewentualnie Cahill, w przyszłości może Jagielka i Baines. Nie można się jednak spodziewać więcej niż 7. miejsca po zespole, który stać tylko na utrzymywanie swoich najlepszych piłkarzy, nie na zatrudnianie jeszcze lepszych. Poza tym do walki o puchary stają: Sunderland, Birmingham, Liverpool…

Podobne mecze: