Barcelona – Valencia 2:1

Warto było ten mecz obejrzeć, choćby po to, by zobaczyć Barcelonę nie mającą przewagi w posiadaniu piłki na własnym boisku. Właśnie tak było w pierwszej połowie, w której goście nie wykorzystali wielu okazji bramkowych i prowadzili 1:0. Po przerwie najwyraźniej się przestraszyli i oddali zwycięstwo sąsiadom z północnego-wschodu. Najbardziej do zwycięstwa przyczynili się Iniesta i Xavi.

Po wyświetleniu składów wszyscy spodziewali się, że pod nieobecność Vicente i Maty, na lewym skrzydle będzie grał Jordi Alba. Tymczasem najbardziej zdziwiony był chyba Daniel Alves, gdy po jego stronie raz za razem przedzierał się z piłką Mathieu. To Francuz grał bliżej napastników i po rajdzie i mądrym wycofaniu piłki w 38. minucie mógł świętować gola Pablo Hernandeza. Chwilę później prawoskrzydłowy mógł podwyższyć na 2:0, ale strzelił w świetnej sytuacji prosto w bramkarza.

Valencia była częściej przy piłce dzięki dobremu wychodzeniu do podań, dokładnym podaniom, a także częstym stratom Barcelony w środku pola. Za pierwszą połowę nie można pochwalić ani Iniesty, ani Xaviego, ani Keity. Bardzo aktywnie swoich kolegów wspomagał Soldado, który wracał za piłką do środka i do boków – w stylu Rooneya sprzed roku. Piłki w środku pola rozdzielali wszyscy trzej środkowi pomocnicy gości i było widać, że Emery kazał im jak najczęściej wykorzystywać boki.

Co się w takim razie zmieniło w grze Barcelony po przerwie? Po prostu przeprowadziła swoją firmową akcję, w której Iniesta i Xavi rozklepali dwoma podaniami całą zagubioną (tym razem) obronę Valencii. Po tym golu goście najwyraźniej doszli do wniosku, że nic się już nie da zrobić i czekali tylko na kolejne akcje zespołu Guardioli. Brak aktywności w środku pola owocował jedną za drugą świetnymi sytuacjami Davida Villi, który jednak fatalnie radził sobie pod bramką Cesara. Mogło być 4:1, ale wpadła tylko jedna bramka, którą zdobył głową Puyol po centrze Xaviego z prawej.

Nie pierwszy raz już w historii walki Valencii o miejsce nad Realem i Barceloną, okazało się, że nawet jeśli zespół dorównuje tym przeciwnikom umiejętnościami i zgraniem, ma problem by uwierzyć w zwycięstwo. Emery na pewno ma spory problem do rozwiązania, bo nawet jeśli będzie gromadził wytrwale punkty w meczach z resztą zespołów, punkty w meczach z największymi rywalami będą potrzebne.

Podobne mecze: