Chelsea – Arsenal 2:0

Mimo że mecz był wyrównany i Arsenal też miał swoje szanse, nikt nie może powiedzieć że wynik jest niesprawiedliwy. Gospodarze wykorzystali tylko część okazji bramkowych i szczególnie w drugiej połowie pokazywali że są lepsi. Z kolei Wenger po raz kolejny miał okazję zobaczyć dlaczego jego zespół walczy tylko o Ligę Mistrzów.

Goście nie mieli problemów z rozgrywaniem akcji do mniej więcej 30. metra przed bramką Cecha. W tym miejscu Chelsea intensyfikowała swoją obronę i zostawiała znacznie mniej miejsca. Efektem było notoryczne zwalnianie akcji przez Songa, Abou-Diaby’ego, Wilshere’a i innych. Kiedy w końcu piłka powędrowała na bok, w polu karnym obrońcy byli już przygotowani na dośrodkowania. Prostopadłe podania zwykle trafiały w próżnię. Najwięcej pożytku było z indywidualnych akcji Arszawina i Nasriego – ale Chamakh miał duże problemy przyjmowaniem ich podań.

Właśnie na środku ataku było widać największe braki u gości. Poza Marokańczykiem, który nie jest jeszcze zgrany z resztą zespołu, słabo grał tez Abou-Diaby, który był ustawiony jako drugi napastnik, ale było widać, że cały czas nie jest przygotowany do tej roli. Problemów w obronie dostarczały niepewne zagrania – np. Squillaciego, po którym bramkę powinien był strzelić Anelka. Najważniejsze czego brakowało Arsenalowi to zdecydowanie i bardziej bezpośredni styl gry w ataku.

W pierwszej połowie piłkarze Chelsea nie mieli przewagi. Bramkę strzelili dzięki pięknemu prostopadłemu podaniu Ramiresa (bardziej niż przyzwoity mecz) do Cole’a i jednemu z dziwniejszych i ładniejszych strzałów w karierze Drogby. Większość akcji Arsenalu gospodarze “gasili” za pomocą ścisłego krycia i zagęszczania środka pola. Po przejęciu, często grali długie piłki do Drogby, Maloudy lub Anelki. To proste rozwiązanie przynosiło więcej pożytku niż budowanie akcji wieloma krótkimi podaniami w wykonaniu Arsenalu.

Po przerwie goście nastawili się bardziej ofensywnie, więc napastnicy mieli kolejne okazje strzeleckie. Anelka przestrzelił, już po minięciu Fabiańskiego, a Cole strzelił bramkę – ale niesłusznie odebrała mu ją decyzja sędziego o spalonym. Po raz kolejny liniowy przerwał kontrę, która zapowiadała się na bardzo niebezpieczną a Essien przegrał pojedynek z dobrze radzącym sobie Fabiańskim. Wynik ustalił piękną “bombą” z wolnego Alex. Gdyby w zespole Wengera zagrali Van Persie i Fabregas, być może byłby remis. Bez nich Arsenal jest w tyle za Chelsea o długość ogona.

Podobne mecze: