Chelsea – Manchester City 2:4

Zupełnie niespodziewany sposób przegrywania jak na Chelsea: wypuszczenie meczu spod kontroli, stracenie czterech bramek i dwie niepotrzebne czerwone kartki. Goście wykorzystali doskonale swoje szanse, ale wagę ich zwycięstwa zmniejsza to, że piłkarze Ancelottiego nie byli sobą. Na szczęście Terry nie pobił Bridge’a – ani odwrotnie.

No właśnie. Przed meczem tematem numer jeden była relacjonowana na pierwszych stronach gazet “afera” w wyniku której Bridge stracił zaufanie do matki swojego syna, a Terry – opaskę kapitana reprezentacji Anglii. Bridge nie podał ręki swojemu byłemu kumplowi i był od niego znacznie lepszy na boisku. Obrona gospodarzy popełniła więcej błędów niż w jakimkolwiek innym meczu ligowym – i to przede wszystkim brak koncentracji i rozsądku dał trzy punkty drużynie z Manchesteru. Na brawa zasłużył jednak Carlos Tevez, bez którego MC niekoniecznie wygrałby ten mecz.

Zaczęło się zgodnie z oczekiwaniami. Chelsea kontrolowała grę – spokojnie rozgrywając i zbliżając się do bramki Givena. Piłkarze Manciniego starali się naciskać na londyńczyków jeszcze na ich połowie, ale nawet gdy przejęli piłkę, nie potrafili stworzyć niebezpieczeństwa dla Hilario. W ostatnim kwadrancie najpierw podania Lamparda nie wykorzystał Drogba, a chwilę później sam rozgrywający gospodarzy wykorzystał piękne prostopadłe podanie Joe Cole’a i strzelił w długi róg. Można się było spodziewać kolejnych bramek dla Chelsea, ale wtedy do akcji wkroczył Tevez, który najpierw przejął piłkę od niezdarnego Obiego, potem ograł obu środkowych obrońców, wreszcie lekko strzelił obok bramkarza.

Zespół gości kontynuował niespodzianki po przerwie, kiedy piękną kontrę przeprowadził Bellamy i po przebiegnięciu 30 metrów spokojnie strzelił w długi róg, obok Hilario. Ancelotti wprowadzał na boisko ofensywnych piłkarzy (Kalou, Sturridge’a i Bellettiego), ale jego zespół na dobre stracił rytm ataków i często po prostu oddawał piłkę rywalom. Krótko przed 75 minutą gospodarze przycisnęli MC i atakowali środkiem, lewym i prawym skrzydłem. Właśnie wtedy “główkę” na własnym polu karnym przegrał z Barrym rezerwowy Brazylijczyk, a po faulu – wyleciał z boiska. Karnego wykorzystał Tevez, a po chwili odesłał do szatni Ballacka, który nie umiał go zatrzymać bez faulu i dostał drugą żółtą kartkę. W 87. minucie poszła najładniejsza kontra meczu i po wymianie podań Teveza z Wrightem – znów pewnie strzelił Bellamy.

Już w doliczonym czasie Lampard strzelił swoją 10. bramkę w sezonie ligowym – po faulu Barry’ego na Anelce w polu karnym. Menedżer Chelsea powinien swoim graczom zaserwować intensywną odprawę pomeczową, bo tym razem pokazali przeciwieństwo konsekwencji i dojrzałości, z których są znani. MC nie grał bardzo ładnej piłki, ale rozsądnie się bronił, kontrował z pasją, a przede wszystkim – wykorzystywał pomyłki przeciwnika. Poza Tevezem na wyróżnienie zasłużyli: Kompany, Bellamy i Zabaleta, który tym razem był defensywnym pomocnikiem.

Podobne mecze: