Everton – Manchester City 2:0

Nadszedł w końcu pierwszy mecz, w którym MC pod wodzą Roberto Manciniego nie tylko przegrał, ale też w stu procentach zasłużył na porażkę z niżej notowanym zespołem. Goście nie radzili sobie z jak zwykle bardzo dynamicznym Evertonem i nawet będący ostatnio w świetnej formie Tevez wtopił się w takie tło.

Po raz kolejny Mancini wysłał na boisko zespół w ustawieniu 4-4-2, tym razem dając w ataku szansę Santa Cruzowi. Może mecz potoczyłby się inaczej, ale Peruwiańczyk już w piątej minucie doznał kontuzji. Do końca pierwszej połowy rosła przewaga Evertonu, a najlepiej w ofensywie MC radził sobie Martin Petrow, przez którego przechodziło większość akcji ofensywnych. Po jednej okazji bramkowej mieli rezerwowy Robinho i Tevez, ale z czasem byli coraz mniej widoczni. Pomoc zespołu z Eastlands nie mogła sobie poradzić z tą formacją przeciwnika, w której grało aż pięciu piłkarzy.

Najlepiej z nich wypadł Fellaini, który tym razem był typowym defensywnym pomocnikiem, zajmującym się przede wszystkim asekuracją. To duża zmiana w porównaniu z początkiem sezonu, kiedy pod nieobecność wszystkich napastników, Belg grał niemal w ataku i radził sobie całkiem nieźle. Tym razem znakomicie przerywał akcje ofensywne przeciwników i odbierał im piłkę. Było to po części efektem skracania pola gry przez pozostałych pomocników Evertonu, którzy odpowiednio do sytuacji wszyscy bronili lub atakowali. Na wyróżnienie zasłużył też Baines, tworzący dużo sytuacji swoimi wejściami z lewej i nie zawodzący w obronie. Saha dobrze utrzymywał się przy piłce i rozciągał obronę MC.

Swoją przewagę na bramki zamienili piłkarze Moyesa w ostatnich 10 minutach pierwszej połowy. Najpierw Pienaar z 20 metrów z wolnego trafił tuż przy słupku, a Given nie spisał się idealnie. Już w doliczonym czasie gry Richards na polu karnym holował za koszulkę Sahę, a z „jedenastki” Francuz pewnie strzelił w środek bramki. Po przerwie gospodarze zrealizowali zadanie utrzymania wyniku, ale środkiem do tego była nie rozpaczliwa obrona, a konsekwentna gra w środku pola. Everton mógł strzelić kolejne bramki, natomiast Manchester był bezradny i jego piłkarzom brakowało pasji i pewności siebie w atakach.

Bardzo źle to spotkanie zapamięta Robinho, który w ramach oduczania gwiazdorstwa został najpierw posłany na boisko za kontuzjowanego Santa Cruza, a potem ściągnięty po niecałej godzinie gry. Z rezerwowych MC dobrze wypadł Benjani, który zresztą wyróżnił się też w ostatnim spotkaniu z Blackburn. Cały zespół Manciniego grał jednak zupełnie inaczej. Everton pokazał duży potencjał, który będzie jeszcze większy po powrocie kontuzjowanych graczy. Jeśli Fellaini nadal będzie się spisywał tak dobrze, wkrótce może się przenieść do jednego z czterech najmocniejszych zespołów. Na pewno przyniósłby wielkie korzyści Arsenalowi – ale odstępne za Belga to pewnie nie mniej niż 20 milionów funtów.

Podobne mecze: