Chelsea – Liverpool 4:4

W końcu zdarzył się mecz, który z czystym sumieniem mogę ocenić w sześciopunktowej skali na maksimum. Nie dość, że mecz był prawdziwym klasykiem, ćwierćfinałem Ligi Mistrzów, spotkaniem dwóch bardzo doświadczonych trenerów, to jeszcze stał na bardzo wysokim poziomie i padło w nim aż 8 bramek. Mam nadzieję, że wszyscy zapamiętają go na długo.

Po pierwszym meczu wszyscy oczekiwali ofensywnej gry Liverpoolu (oczywiście na miarę Beníteza). Tymczasem w składzie zabrakło Gerrarda: oficjalnie ze względu na kontuzję, nieoficjalnie – bo Hiszpan go oszczędzał. Ostatnio sporo mówiono o tym, jak ważne jest, by kapitan Liverpoolu i Torres występowali na boisku na raz. Tym razem jednak ich zespół zdołał wyjść na prowadzenie 2:0 już po 28 minutach grając z 3 defensywnymi pomocnikami w środku pola, bez Riery na lewym skrzydle.

Gole zapowiadała sytuacja z 12 minuty: po prostopadłym podaniu Benayoun pięknie krótko podał piłkę do Torresa, który przyjął akurat na tyle, ile miał miejsca i strzelił – jakieś 2 metry nad poprzeczką. Po chwili z wolnego o jeszcze mniej chybił Lampard, ale już w 19. minucie goście prowadzili po niecodziennym golu. Po faulu jakieś 30 metrów od bramki piłkę na lewą nogę ustawił sobie Fabio Aurélio. Nikt, nie wyłączając Čecha w bramce, nie wyobrażał sobie czegoś innego niż ostra centra na środek pola karnego. Tymczasem Brazylijczyk bardzo ostro strzelił tuż nad ziemią i trafił – idealnie przy krótkim słupku. Po drodze nie było muru, a czeski bramkarz został upokorzony.

Po 22 minutach statystyka posiadania wyglądała tak: 36:64, gospodarze tylko dochodzili do linii środkowej, by następnie zgubić piłkę. Grę cały czas prowadził Liverpool i w 28. minucie podwyższył prowadzenie. Przy rzucie wolnym z prawej strony Ivanović złapał w pasie Alonso i wspomagał wydatnie grawitację, co zauważył sędzia i odgwizdał rzut karny – czy fanatycy brytyjskiej piłki chcieli, czy nie. Hiszpański pomocnik spokojnie wykorzystał szansę. Już 2 minuty później sędzia Medina Cantalejo miał szansę, by odgwizdać karnego dla Chelsea, po tym jak Ivanović został popchnięty na polu karnym. Nie skorzystał.

Hiddink nie czekał do przerwy ze zmianą. Zdjął z boiska Kalou i wprowadził Anelkę – który grał na jego pozycji, czyli po prawej Drogby. Gospodarze przejęli inicjatywę i coraz częściej dochodzili do pola karnego Reiny, ale wciąż rzadko stwarzali sobie sytuacje strzeleckie. Alonso raz uratował swoją drużynę przed bramką, wybijając piłkę sprzed nosa Lampardowi, po przedłużeniu dośrodkowania przez Drogbę. Piłkarze Liverpoolu zaczęli coraz częściej faulować, za co zostali ukarani po przerwie. Stosowali też bardzo agresywny pressing – zaraz po starcie piłki na połowie londyńczyków. W końcówce wykazali się jeszcze Carvalho i Čech po dośrodkowaniu i strzale Kuyta.

Po przerwie coraz większą przewagę mieli piłkarze Hiddinka. Wymienili ją na bramkę w 51. minucie, kiedy Anelka spokojnie wszedł przy prawej linii (zawalił Aurélio) i zacentrował po ziemi. Piłkę zdołał dotknąć Drogba, a Reina był tak tym zdziwiony, że wrzucił piłkę do własnej bramki. Drogba niemal strzelił kolejnego gola (tamtego UEFA zaliczyła jemu) – po strzale z rzutu wolnego. W ciągu następnych 30 minut Liverpool 5 razy faulował graczy Chelsea w tym samym miejscu – tuż przed polem karnym, po jego prawej stronie. Kolejną taką okazję wykorzystał Alex, który strzelił prawą nogą fałszem – tak że piłka minęła mur i wpadła prawie w środek bramki. Była tam mocna, że Reina nie zdążył zareagować. Do końca meczu koncertowo grał Drogba – mimo że na samym początku wydawało się, że naciągnął więzadła poboczne kolana. Dobrze przetrzymywał piłki, wymuszał faule, rozdzielał piłki. Po jego podaniu z prawej strony w 67. minucie idealną sytuację miał Ballack – ale strzelił z 12 metrów w środek bramki, gdzie stał Reina.

To nie był mecz Torresa – był zbyt dobrze kryty, rzadko dostawał celną długą piłkę, a w dwóch sytuacjach do strzału uderzył ładnie, ale niecelnie. Po drugim z nich, w 76. minucie, Chelsea strzeliła 3. gola – tym razem po pięknej akcji, w wyniku której obrona gości została rozklepana. Ballack zgrał prostopadle na lewą stronę pola karnego do Drogby, ten z kolei podał po ziemi na środek, a tam piłkę do siatki wbił Lampard. Można się było spodziewać, że Liverpool nie będzie miał już ochoty atakować, ale uśmiechnęło się do niego szczęście. Po strzale Lucasa sprzed pola karnego piłka odbiła się od Essiena tak, że Čech nie miał szans jej odbić. Zaledwie 2 minuty później było już 2:4. Wprowadzony na boisko Riera z lewej zacentrował przed bramkę, a tam zaspali Alex i Carvalho, pozwalając strzelić głową bramkę Kuytowi.

W tym momencie gościom brakowało do awansu tylko jednej bramki i wydawało się to bardzo bliskie. Gospodarze wytrzymali jednak kolejne 7 minut, po czym sami strzelili gola. Kolejny raz na brawa zasłużył Drogba, który odzyskał piłkę blisko pola karnego Reiny, dzięki czemu Anelka mógł dośrodkować do nieobstawionego Lamparda. Kapitan Chelsea strzałem z 15 metrów po raz 7. w swojej karierze pokonał bramkarza Liverpoolu. Ostatnim akcentem tego wspaniałego meczu była interwencja Essiena, który po strzale Babela wybił piłkę sprzed linii bramkowej – i to głową, mimo że leciała na wysokości pasa.

Najlepiej grał Lampard: odebrał przynajmniej 5 ważnych piłek w środku pola, poza tym strzelił 2 wyjątkowo ważne bramki. Gdyby było o jedną mniej – graczem meczu powinien zostać Drogba, który najwyraźniej wraca do najwyższej formy – kosztem Anelki. Na wyróżnienie zasłużyli też Essien, Xabi Alonso, Kuyt, Benayoun i Malouda. Ballack, jak zwykle ostatnio, nie wyróżniał się pozytywnie ani negatywnie. Obaj bramkarze raczej nie będą zadowoleni z tego meczu.

Podobne mecze: