Everton – Tottenham 1:1

W tym meczu zmierzyły się zespoły będące w poważnym kryzysie – i było to widać niemal przez cały czas. W sumie oddały pięć celnych strzałów na bramkę i kibice mogą się cieszyć z tego, że w ogóle były jakieś gole. Remis nie przyniósł wielkiej radości jednym ani drugim a na domiar złego koszmarnej kontuzji doznał André Gomes – po której faulujący schodził z boiska ze łzami w oczach i czerwoną kartką.

Walczący o pozostanie nad strefą spadkową Everton zagrał bez: Sigurdssona, Keane’a, Colemana i Calverta-Lewina w pierwszym składzie. Trener Tottenhamu dał wolne swojemu na najlepszemu napastnikowi Kane’owi. Od początku mecz toczył się w słabym tempie i był pełen niedokładnych podań. W środku pola oba zespoły miały problemy z atakiem pozycyjnym i koncentrowały się przede wszystkim na grze defensywnej. Everton ładnie wychodził do pressingu, ale gdy już udało mu się przejąć piłkę, szybko ją tracił. Pomysł na rozpoczynanie akcji gospodarze mieli prosty: wybicie przez Pickforda (teoretycznie) na głowę Richarlisona.

Na środku pomocy Tottenhamu męczył się bardzo Eriksen, który nie miał wyczucia odpowiedniego momentu na podanie, pójście do przodu czy w ogóle dokładnego zagrania – czym błyszczał jeszcze w poprzednim sezonie. Niczego takiego nie byli w stanie pokazać także NDombele ani Sissoko. Pierwszą dobrą sytuację strzelecką miał w 33. minucie Richarlison – ale jego strzał dobrze obronił Gazzaniga. Jak na zespoły z odpowiednio 3. i 7. wartością zespołu, było to bardzo mierne widowisko, od którego kibiców, a zapewne także trenerów, bolały zęby.

Na drugą połowę wyszły te same jedenastki i przez pierwszy kwadrans obraz gry się nie zmieniał. W 61. minucie najaktywniejszy w swoim zespole Richarlison po raz kolejny przegrał pojedynek z bramkarzem gości. Tottenham strzelił gola w 63. minucie po beznadziejnym podaniu Iwobiego i w końcu szybkiej i składnej akcji Sona i strzelca bramki, Alliego. Po kilku minutach sędzia Atkinson powinien był przyznać rzut karny Evertonowi za zagranie ręką w polu karnym tego samego gracza – ale z niewiadomych przyczyn tego nie zrobił, mimo obejrzenia powtórki.

Od 79. minuty Tottenham grał w osłabieniu, po tym jak Son, raczej nieumyślnie, złamał nogę Gomesowi. Na boisku pojawili się: Sigurdsson, Calvert-Lewin i Tosun i ostatni z nich strzelił głową na 1:1 po ładnej centrze lepszego niż większość kolegów z zespołu Digne’a. Stało się to już w doliczonym czasie gry – było go aż 12 minut. W formie z zeszłego sezonu goście zapewne dowieźliby 1:0 do końca, albo po stracie ponownie wyszli na prowadzenie – ale daleko im było od niej. Po remisie Everton zostaje na 17. miejscu a Tottenham, finalista LM – na 11.

Podobne mecze: