Atlético – Barcelona 1:1

Rozgrywany po ostatniej w tym roku przerwie reprezentacyjnej mecz ani nie był bardzo emocjonujący ani nie stał na bardzo wysokim poziomie. Obie drużyny koncentrowały się na obronie i pod tym względem dobrze się spisywały – aż do końcówki, w której gospodarze wyszli na prowadzenie a potem dość łatwo pozwolili gościom wyrównać. Żadna z gwiazd na boisku nie błyszczała. Z tego meczu żaden z zespołów nie może być dumny.

W obu zespołach przed meczem było kilku kontuzjowanych graczy, co odbiło się na składach. W madryckim zespole nie mogli zagrać Giménez i Godín a także Juanfran, w związku z czym na środku obrony wystąpili wracający po kontuzji Savić i lewy obrońca Hernández. W składzie zabrakło grającego ostatnio rewelacyjnie Thomasa – zapewne oszczędzanego na mecz LM z Monaco we środę. Do pomocy wrócił niewiele grający ostatnio Koke. Z przodu Simeone postawił na Griezmanna i Diego Costę.

W Barcelonie kontuzjowani byli Rakitić i Coutinho. Zapewne w związku z tym i słabszą formą innych graczy, trener Valverde zdecydował się pierwszy raz od dawna zagrać innym ustawieniem niż typowe dla Katalończyków 4-3-3. Na stadionie Atlético jako jedyny napastnik grał Suarez, za jego plecami Messi i Vidal, którzy jednak pełnili zupełnie inne role. Messi przede wszystkim rozgrywał, rzadko pojawiając się na polu karnym, Vidal szukał dziur w obronie gospodarzy i w nie wbiegał, a także przeszkadzał im w rozgrywaniu piłki.

W związku z defensywnymi priorytetami obu trenerów, cały mecz był raczej nudny. Ogromną przewagę w posiadaniu piłki mieli gości, którzy grali przede wszystkim środkiem. Atlético bardzo nisko i dobrze się broniło, dzięki czemu gościom nie udawało się grać prostopadłych podań. Na bokach brakowało miejsca dla Alby i Semedo, poza którymi w planie Valverde nie było innych graczy mogących przenieść akcję na lewą lub prawą stronę. Gospodarze w ogóle nie byli w stanie przeprowadzić składnego i szybkiego ataku. Costa i Griezmann zawsze mieli wokół siebie przynajmniej trzech przeciwników, na bokach zupełnie nieaktywni byli Filipe Luis i Arias, więc akcje ofensywne drużyny Simeone polegały na tym, by chwilę utrzymać się przy piłce i dać odpocząć obrońcom. Barcelona błyskawicznie likwidowała każdy ich atak, szczególnie że Diego Costa po prostu nie jest w pierwszoligowej formie i gubił niemal każdą piłkę.

Po przerwie mecz wyglądał tak samo, z tym że gospodarze już nawet nie próbowali atakować. Po 20 minutach drugiej połowy Barcelona miała 88% posiadania piłki a Atlético – nadal zero strzałów na bramkę. Jedyną okazją do strzelenia gola mogły być dla nich rzuty rożne – i taką właśnie wykorzystali w 77. minucie. Na dalszym słupku Costa lepiej się ustawił i dobrze uderzył głową z trudnej pozycji. Ter Stegen powinien był lepiej zareagować ale puścił piłkę między rękami. W tej sytuacji Valverde dokonał ostatnich ofensywnych zmian: na boisko weszli Malcom i Dembélé. Durgi z nich od razu rozruszał ataki swojego zespołu i w 90. minucie wykorzystał piękne podanie Messiego, strzelając z prawej strony, której tym razem zupełnie nie asekurowali Filipe Luis i rezerwowy Vitolo.

Podział punktów podtrzymał status quo – Atlético na drugim miejscu z punktem straty do lidera z Barcelony. W niedzielę oba może przeskoczyć w tabeli Sevilla. Realu przegrał 0:3 z Eibar i akurat nad nim obie drużyny jeszcze powiększyły przewagę.

Podobne mecze: