Real – Liverpool 3:1

Mogło być zupełnie inaczej – gdyby nie kontuzja Salaha i dwa niewytłumaczalne błędy Kariusa. Ale jest faktem, że Real wygrał zasłużenie, dzięki większemu doświadczeniu, rewelacyjnej zmianie Bale’a i umiejętności wykorzystywania błędów rywali. Real rok temu po raz pierwszy w historii Ligi Mistrzów obronił Puchar Europy, a w tym wygrał go po raz trzeci z rzędu. To osiągnięcie zapewne uratuje głowę trenera Zidane’a – mimo zaledwie trzeciego miejsca w lidze.

Jedyną niewielką niespodzianką w składach była nieobecność Bale’a, którego zastąpił Isco. Zidane postawił na posiadanie piłki i kreatywność, kosztem szybkości i strzałów z dystansu. Ale w pierwszej połowie nie było tego widać. Liverpool zaczął odważniej i atakował głównie skrzydłami. Real często gubił piłkę i podawał niedokładnie – pod wpływem pressingu drużyny Kloppa. W 7. minucie Ramos uratował swój zespół wślizgiem po prostopadłym podaniu Firmino. W 19. blisko strzelania gola głową po rogu był Van Dijk, a w 23. strzał Firmino zablokowali obrońcy a Arnolda – obronił Navas.

W 25. minucie miało miejsce kluczowe dla przebiegu meczu starcie Ramosa z Salahem. Kapitan Realu złapał Egipcjanina za ramię i pociągnął go na ziemię, spadając na obojczyk całym ciałem. Prawdopodobnie go nie złamał, ale Salah na pewno doznał kontuzji stawu, bo ze względu na ból musiał zejść z boiska. Zastąpił go Lallana, który nie ma ani połowy jego przyspieszenia i przez cały sezon był zasłużenie tylko rezerwowym. Dziesięć minut później, także płacząc, schodził z boiska Carvajal, który skręcił staw skokowy – przy niewielkiej „pomocy” Robertsona. Liverpool stracił inicjatywę, a Benzema nawet strzelił gola – ale ze spalonego, dobijając strzał głową Cristiano Ronaldo.

Drugą połowę Real zaczął strzałem Isco w poprzeczkę – po kolektywnych błędach obrony przeciwników i „podaniu” Lallany. Gola strzelił w 50. minucie Benezema, a właściwie zrobił to Karius, który wyrzucając piłkę ręką… trafił w wyciągniętą nogę Francuza. Zaczął się horror niemieckiego bramkarza, który ten mecz będzie pamiętał do końca życia. W tym momencie Real miał już dwa razy więcej podań od przeciwników i kontrolował mecz. Liverpoolowi udało się jeszcze wyrównać – po rzucie rożnym głową strzelił Lovren a Mané przedłużył nogą.

Dziesięć minut później Zidane wprowadził na boisko Bale’a za Isco i Walijczyk od razu, po centrze Marcelo strzelił jedną z najpiękniejszych bramek w historii. Zrobił to przewrotką i trafił idealnie w „okno”. Niewiele brakowało, a Liverpool znów by wyrównał – po podaniu Lallany Mané strzelił w długi róg, ale trafił w słupek. Klopp wprowadził na boisko Cana za Milnera, a w 83. minucie Karius po raz drugi sprezentował gola przeciwnikom – tym razem Bale strzelił z 22 metrów a bramkarz LFC wbił sobie piłkę do bramki. Real przez całą drugą połowę był wyraźnie lepszy a po tym golu Liverpool przestał wierzyć w wyrównanie.

W Liverpoolu najlepiej zagrali Mané, Lovren i Robertson. Firmino dobrze zaczął mecz, ale w drugiej połowie był już zupełnie niewidoczny. W Realu – jak zwykle – świetny był Marcelo. Benzema jak zwykle pracował dla zespołu, ale nie pokazał niczego niezwykłego – podobnie jak Cristiano Ronaldo. Bardzo pewnie zagrali Casemiro, Modrić i Kroos a Ramos był sobą – czyli prowokował i faulował – wtedy, gdy nie widzieli tego sędziowie.

Podobne mecze: