Marsylia – Atlético 0:3

Trudno ten mecz skomentować inaczej niż: wszystko zgodnie z planem. Atlético to zespół pasujący do Ligi Mistrzów, który w finale Ligi Europy wylądował tylko dlatego, że z tych pierwszych rozgrywek odpadł z jeszcze silniejszym rywalem. OM ma gwiazdy – ale świecące jasno tylko na tle francuskiej ligi. Dlatego w Lionie dominował tylko przez 20 minut. Potem bezwzględna maszyna kierowana (z trybun) przez Diego Simeone pokierowała meczem według swojego plano.

Poza jakością składu, źródeł porażki francuskiego zespołu trzeba szukać w stylu pracy Rudiego Garcii. Trener OM już wiele razy pokazał, że dla niego „futbol totalny” znaczy „atakować wszystkimi zawodnikami”. Właśnie tak wyglądało to w początkowej fazie środowego finału. Znakomitą okazję do strzelenia gola Germain miał już w 4. minucie, ale ją zmarnował i potem był już zupełnie niewidoczny. Atlético dało się Francuzom wyszaleć, ale potem kontuzji doznał lider drugiej linii, Payet, i kontrolę przejęła jedenastka z Madrytu.

Pierwszego gola marsylczycy wypracowali przeciwnikom sami. Ryzykowanie do Zambo podał Mandanda a środkowy obrońca zamiast opanować piłkę, odbił ją do Gabiego, który podał do Griezmanna, który z kolei pewnie wykonał wyrok. Po objęciu prowadzenia Atlético zwiększyło pressing już 30 metrów od bramki przeciwnika i to wystarczyło, by piłkarze OM raz po raz gubili piłkę. Na przerwę hiszpański zespół kontrolował już sytuację, a od początku drugiej połowy dążył do podwyższenia prowadzenia.

Druga bramka Griezmanna padła w 49. minucie. OM stracił piłkę w środku pola, trafiła ona szybko do Koke, a on podał Francuzowi, który z zimną krwią utrzymał ją w polu karnym i strzelił obok Mandandy. Atlético w tym momencie miało według statystyk UEFA tylko 40% czasu posiadania piłki, ale patrząc na jego akcję, trudno było w to uwierzyć. Świetny mecz rozgrywał na prawej stronie Correa, który rozgrywał, utrzymywał się przy piłce i dokładnie podawał. Piłkarze Simeone dawali lekcję jak rozgrywać piłkę w trójkątach, jakby przez ostatni miesiąc nic innego nie trenowali. Gołym okiem było widać, że to po prostu zespół z wyższej półki niż OM i dlatego rosła frustracja piłkarzy Garcii.

W ostatnich 20 minutach znów inicjatywę przejęli Francuzi, za co należy im się szacunek. Bardzo blisko gola był rezerwowy Mitroglou, który po centrze z prawej strony główkował i trafił tylko w słupek. Poza tym ładny strzał z 20 metrów oddał Amavi – ale Oblak był dobrze ustawiony i złapał piłkę. W 83. minucie wynik ustalił Gabi, który z pola karnego strzelił nie do obrony po przejęciu piłki w środku przez Parteya, kontrze Diego Costy i asyście Koke. Madrytczycy mogą mówić, że ten puchar nie ma dla nich większego znaczenia, ale po ostatnim gwizdku cieszyli się jak dzieci.

Podobne mecze: