Manchester United – Manchester City 1:2

Po szesnastu kolejkach trudno skomentować ten mecz inaczej niż: Guardiola i jego zespół właśnie zapewnili sobie tytuł. Dzięki fantastycznemu startowi w tym sezonie i zwycięstwu na terenie głównego konkurenta, sprawa wygląda właśnie tak. Choć w niedzielnym meczu goście mieli sporo szczęścia, trudno zaprzeczyć, że byli lepszym zespołem i zasłużyli na wygraną.

Mourinho posłał na boisko bardzo ofensywny jak na niego skład z: Rashfordem, Lingardem i Martialem oraz Lukaku przed nimi. W drugiej linii zabrakło Pogby, który w poprzednim meczu ligowym zasłużenie dostał czerwoną kartkę. Mimo że Herrera bardzo starał się wypełnić tę lukę, to właśnie kreatywnego Francuza bardzo brakowało w pomocy gospodarzy. Na środku obrony, poza Smallingiem, niespodziewanie od początku zagrał Rojo. W wyjściowym składzie gości zabrakło Agüero, którego kosztem w ataku zagrał Jesus. Poza tym największą niespodzianką była gra Delpha na lewej obronie (już nie pierwszy raz w sezonie) i powrót Kompany’ego na środek obrony.

Mecz zaczął się zgodnie z oczekiwaniami. City grał piłką, płynnie przechodząc z własnej połowy od pole karne przeciwnika, z lewej strony na prawą. Przez cały mecz największą rolę odgrywał w tym De Bruyne, który wytrwale przesuwał akcje zespołu do przodu, ale także regularnie zagrywał błyskotliwe długie podania. Silva grał wyraźnie przed nim, próbując znaleźć lukę między środkowymi obrońcami MU, którzy musieli zajmować się Jesusem i do tego asekurować bocznych. Podczas gdy MC dominował (75% czasu przy piłce), drużyna Mourinho do ataków wybiegała maksymalnie czterema graczami.

Mimo dużej przewagi, goście strzelili gola dopiero w 43. minucie – i to dość niespodziewanie, po rzucie rożnym i nieudanej interwencji Lukaku we własnym polu karnym. Odbitą przez Belga piłkę z bliska do bramki wpakował Silva. Prowadzenie zespół Guardioli utrzymał przez zaledwie cztery minuty. W doliczonym czasie czasie Rashford wykorzystał błąd Delpha i po centrze z lewej strony z bliska pokonał Edersona.

Na drugą połowę oba zespoły wyszły ze zmienionymi środkowymi obrońcami: za Rojo wszedł Lindelöf a za Kompany’ego – Gündoğan (Fernandhino cofnął się do obrony). Drużyna Guardioli potrzebowała dziesięciu minut by odzyskać prowadzenie i znów stało się to po kiksie Lukaku, który tym razem wybijając piłkę, trafił w plecy Smallinga, co z bliska wykorzystał Otamendi. Po tej bramce stałą się rzecz niesłychana: Guardiola zmienił swojego jedynego napastnika na trzeciego środkowego obrońcę Mangalę i od tej chwili Silva grał najbardziej z przodu.

Mourinho wprowadził na boisko jeszcze Ibrahimovicia i Matę, ale niewiele to zmieniło w obrazie meczu. Goście kontrolowali mecz i stwarzali kolejne okazje do kontr, a gospodarze – choć bardzo się starali – nie byli wystarczająco szybcy i kreatywni, by rozmontować obronę przeciwników. Jedyna taka okazja miała miejsce w 85. minucie, kiedy Ederson w fantastyczny sposób obronił dwa strzały z kilku metrów – najpierw od Lukaku (głową) a potem Maty (dłonią). To zdecydowanie powinna być bramka dla MU.

W tym meczu De Bruyne po raz kolejny pokazał, ze potrafi wszystko: dokładnie podać na 30 metrów, dryblować, regulować tempo gry, pojawić się nagle przy przeciwniku i odebrać mu piłkę, przyspieszyć i strzelić z daleka. Jak zwykle w tym sezonie, bardzo pożyteczny był Silva a wspaniały mecz rozegrał Otamendi, który był nie do przejścia w obronie, zaliczył asystę i strzelił gola. MC brakuje jednego zwycięstwa by ustanowić rekord Premier League – 14 wygranych z rzędu. Poza MU, w tej kolejce punkty straciła trzecia Chelsea, więc obstawienie mistrzostwa dla City (11 punktów przewagi) wydaje się być pewną inwestycją.

Podobne mecze: