Liverpool – Manchester United 0:0

Dla obu drużyn (nie tylko dla MU) priorytetem było nie stracić bramki. W rezultacie mecz był bardzo intensywny – ale tylko w środku pola. Pod bramkami sytuacji było niewiele, a środkowi napastnicy byli najsłabszymi aktorami widowiska. Za to na pochwały zasłużyli niestrudzeni środkowi pomocnicy obu drużyn.

Mecz nieco lepiej zaczęli piłkarze Mourinho, w których środku pola tym razem Pogba grał wyraźnie przed dwójką swoich kolegów, a często niemal w linii z Ibrahimoviciem. Fellaini był bezpośrednio za nim, by móc wybiegać do przodu lub cofać się walcząc o wysokie piłki, natomiast Herrera był najbardziej z tyłu – po rozgrywać akcje i asekurować Belga. Rozbijanie akcji tej trójce przez cały mecz szło dobrze, natomiast w grze do przodu nie byli w stanie pokonać swoich bezpośrednich przeciwników, w których szeregach nawet Coutinho dawał wszystko w pressingu i walce o odbiór piłki. Najsłabiej z trójki MU wypadł Pogba – za rzadko był przy piłce, za mało dogrywał błyskotliwych podań i nie był w stanie uwolnić się od opiekunów.

Liverpool na początku zaskakująco dużo grał długich piłek do Sturridge’a – który nie był w stanie ich przejmować walcząc z silniejszymi i wyższymi środkowymi obrońcami. W ten sposób piłkarze Kloppa stracili przed przerwą przynajmniej sześć piłek. Po przerwie Sturridge został zmieniony na Lallanę – który też nie zdziałał zbyt wiele. Poprawnie i z zaangażowaniem grał Henderson, kilka razy pokazał się Can i (szczególnie po przerwie) Coutinho, ale Brazylijczyk miał wyjątkowego pecha, bo jego fantastyczny strzał z 76. minucie w fenomenalny sposób obronił De Gea. Z takiego uderzenia z 25 metrów padłby gol w 9 na 10 meczów – ale tym razem w bramce stał najlepszy golkiper Premier League, który wcześniej uratował swój zespół po strzale Cana z pola karnego.

Przewaga Liverpoolu rosła po przerwie, kiedy gospodarze mieli piłkę przez grubo ponad 60% czasu gry. Zespół MU jednak nie pękał i realizował plan z godną podziwu konsekwencją. Z przodu Ibrahimovic wyraźnie przegrywał walkę z Matipem i Lovrenem i przez cały mecz nie miał jednej dobrej okazji bramkowej. Blind i Valencia tylko kilka ray pobiegli do przodu – bo byli zajęci neutralizowaniem rajdów Clyne’a i Milnera – z czego wywiązywali się dobrze. Prawdopodobnie właśnie kilku udanych dryblingów na lewej i prawej stronie brakło gospodarzom, by wygrać mecz.

Poza Sturridgem i Ibrahimoviciem, słabo wypadli Young, Rashford, Mane i Milner. Firmino był bardzo aktywny i tym razem to on, nie Coutinho, był organizatorem akcji ofensywnych, wokół którego wszystko się kręciło. Po przerwie Klopp wprowadził Origiego i Moreno – ale oni też nie byli w stanie przełamać organizacji i zaangażowania MU w obronie. Bezbramkowy remis był zasłużony, choć gdyby Liverpool wygrał po pięknym uderzeniu Coutinho, nikt by się nie zdziwił.

Podobne mecze: