Liverpool – Manchester City 3:2

Liverpool, dzięki dobrej grze, ale także błędom przeciwnika i szczęściu, otwarł sobie drogę do mistrzostwa. W drugiej połowie gospodarze niemal wypuścili zwycięstwo z rąk, ale z pomocą przyszedł im Kompany – zwykle najmocniejszy punkt obrony MC. Ta przegrana może kosztować Pellegriniego tytuł. Szczególnie bolesne dla fanów z Manchesteru będzie to, że ich zespół ewidentnie nie potrafił wykorzystać słabości obrony LFC.

Gospodarze wyszli ustawieni w diamencie, z Gerrardem jako defensywnym pomocnikiem. Dzięki temu dysponowali bardzo dużą elastycznością w środku pola ale też potencjalną słabością na skrzydłach i zbyt małymi umiejętnościami defensywnymi pomocników. Najważniejsza w pierwszej połowie okazała się taktyczna wolność i szybkość Sterlinga, który co chwilę otrzymywał prostopadłe podanie i uciekał pomocnikom MC. Taka akcja zakończyła się pierwszym golem dla Liverpoolu już w 6. minucie.

Położenie MC pogorszyło się jeszcze w 20. minucie, kiedy z boiska musiał zejść Toure, najlepszy w tym sezonie gracz tego zespołu. Na boisku zastąpił go znacznie słabszy w ofensywie Javi Garcia i nie dał wcale więcej pewności obronie. Po rzutach rożnych w 26. i 27. najpierw Hart świetnie obronił główkę Gerrarda, a potem Škrtel strzelił głową na 2:0. W obu przypadkach zupełnie zawiedli środkowi obrońcy MC. Goście dopiero w końcówce stworzyli sobie okazje bramkowe – Liverpool ratowali Gerrard i Mignolet.

Niedługo po przerwie Suarez powinien był zakończyć swój udział w meczu, ale sędzia nie dał mu drugiej żółtej kartki za ewidentne “nurkowanie”. Goście z Manchesteru zaczęli dominować na boisku i owocem wymiany kilkunastu krótkich podań była bramka Silvy. Grę jedenastki Pellegriniego bardzo rozruszał rezerwowy Milner, centrując dłużej lub krócej z prawej strony. Już po dziesięciu minutach zrobił dla zespołu więcej niż Navas, którego zastąpił. W tym okresie gry Liverpool zupełnie się pogubił i pozwalał pomocnikom MC na wszystko. Na szczęście dla Rodgersa, jego przeciwnicy zdołali strzelić tylko jedną bramkę – a właściwie zrobili to na spółkę Johnson i Mignolet, odbijając strzał Nasriego.

Przy rezultacie 2:2 piłkarze gości przestali kontrolować grę – co przedtem przyniosło im obie bramki. Boisko opuścił słaby tego dnia Sturridge, a wszedł na nie Allen. Z kolei Dzeko zastąpił kontuzjowany przez kilka ostatnich tygodni Agüero. Mecz się wyrównał, i być może gdyby nie fatalny błąd Kompany’ego w 78. minucie, skończyło by się remisem. Belg jednak nie trafił czysto w piłkę na własnym polu karnym i zamiast ją wybić, podał do Coutinho, który z 15 metrów pewnie uderzył w długi róg.

Po raz kolejny okazało się, jak bardzo MC jest uzależniony od swoich liderów: Kompany’ego, Toure, Silvy i Agüero. Gospodarzom pomogło też to, że rozegrali w tym sezonie znacznie mniej spotkań. Pellegrini nie potrafił wykorzystać luk w obronie LFC, który dokładnie 25 lat po Hillsborough jest liderem, po 10 wygranych z rzędu.

Podobne mecze: