Bayern – Chelsea 1:1

Jak to ze zwycięstwami bywa, za rok, dwa, dziesięć lat nikt nie będzie pamiętał, że w wygranym finale piłkarze Chelsea koncentrowali się na obronie. Co prawda rozsądnie zaplanowanej i dobrze wykonanej, ale jednak umiejętności pokazali znacznie mniejsze niż Bayern. Zwycięzca bierze wszystko – i piłkarze Bayernu przekonali się o tym boleśnie po raz trzeci w tym sezonie.

Obie drużyny były osłabione brakiem zawieszonych za kartki: Alaby i Badstubera, Terry’ego, Meirellesa, Ivanovicia. Swój wielki dzień mieli dzięki temu Bertrand, absolutny debiutant w LM i Contento. Obaj spisali się bardzo dobrze, choć w ataku pierwszy z nich zdecydowanie zbyt często gubił piłkę.

Ale nie o atak chodziło Di Matteo gdy układał skład na neutralnym stadionie, który tak naprawdę był pojedynkiem wyjazdowym. Od pierwszego gwizdka było widać, że Bertrand jak i Kalou mają wracać za każdą akcję Robbena i Ribery’ego. W ataku zostawał tylko Drogba – bo Mata także angażował się w pressing na swojej połowie. Jego zespół bronił się tak naprawdę dopiero od 20. metra. Bayern atakował (jak spodziewali się wszyscy) przede wszystkim skrzydłami. Tempo ataków ładnie regulowali Schweinsteiger i Kroos, ale bardzo rzadko sami wchodzili w pole karne.

Gospodarze dominowali od początku do końca: w pierwszej, drugiej połowie i w całej dogrywce. Atakowali, jakby zależało od tego życie i spychali londyńczyków na własne pole karne. Mecz mógł się zakończyć pogromem, ale do tego zabrakło jednego ważnego elementu: efektywności Mario Gómeza. Jedyny napastnik Heynckesa był aktywny, dobrze się ustawiał, ale w decydujących momentach zawodził: strzelał za szybko, za późno, najczęściej zaś – niecelnie.

Gospodarze gola strzelili dopiero w 83. minucie – po pięknej centrze i chyba jedynym w tym meczu błędzie Cole’a i Luiza, którzy kryli Gómeza, zamiast stojącego metr dalej Müllera. Król strzelców mundialu pięknie uderzył głową i nie dał szans na interwencję Čech – piłka odbiła się od ziemi i wpadła pod poprzeczkę. Heynckes od razu zmienił strzelca gola na Van Buytena, ale zmiana nie pomogła. Bayern cofnął się i już po 4 minutach było 1:1 – Neuer nie zdołał wybić z bramki główki Drogby po centrze Maty z rogu.

W dogrywce szalał Robben. Z prawej strony, gdzie kryło go dwóch lewych obrońców, uciekał na lewą i do środka. Rozgrywał sam, dryblował, strzelał. W końcu wywalczył rzut karny (bezsensownie faulował Drogba) i gdyby go wykorzystał, byłby ojcem zwycięstwa Bayernu. Strzelił jednak za blisko i za słabo jak na Čecha. Chelsea miała już wtedy na boisku Torresa, w którego każdym ruchu było widać pewność siebie – ale Hiszpan dostawał za mało podań. Jeszcze na sekundy przed karnymi idealną sytuację miał Olić – ale strzelił pół metra obok słupka.

W karnych znów wydawało się, że górą będą monachijczycy. Pewnie wykorzystali swoje szanse: Lahm, Gómez i Neuer (!), a Mata już w pierwszej kolejce strzelił lekko i w sam środek. Luiz i Lampard jednak nie wymiękli, przytrafiło się to za to Oliciowi, który strzelił w środek. Swoją jedenastkę pięknie wykorzystał Cole. To samo chciał zrobić Schweinsteiger – ale przedobrzył i piłka odbiła się od słupka. Ostatni strzelał Drogba. Wzrok miał jakby w innym świecie, wziął tylko 3 metry rozbiegu, ale idealnie po ziemi przymierzył w róg. Reszta była historią.

Podobne mecze: