Dortmund – Bayern 5:2

Szefowie Bundesligi obsesyjnie myślą o tym, by niemiecki futbol był przedstawiany jak równy czterem innym najsilniejszym ligom Europy. Po finale pucharu Niemiec nie mogli spodziewać się niczego więcej: dominujący zespół ligi znów pokonał bogatszego rywala, mecz stał na wysokim poziomie, gwiazdy Bundesligi znów błyszczały, a na dodatek padło 7 bramek.

Oba zespoły wyszły na boisko w najsilniejszych składach, mimo że Bayern już we środę gra w finale LM, który może uratować dla niego sezon. Zespół Heynckesa rozpoczął bardzo ofensywnie i dominował, atakując skrzydłami. Ustawiony za Gómezem Kroos zajmował się przede wszystkim rozrzucaniem piłki na prawo lub lewo. Trwało to tylko 3 minuty. Wtedy nieprzemyślane podanie Luiza Gustavo do tyłu przejął Błaszczykowski, zagrał na środek do Kagawy i Dortmund znów wygrywał, po swojej pierwszej akcji w ataku. Bayern rzucił się do ataku i po pięciu minutach Gómez był z piłką przed Weidenfellerem. Nie zdążył strzelić, kopnął za to niemieckiego bramkarza, który później musiał zostać zmieniony przez Langeraka.

W 25. minucie Weidenfeller niepotrzebnie sfaulował z boku pola karnego Gómeza, a z 11 metrów spokojnie strzelił Robben. Bayern po tym golu zupełnie przejął inicjatywę i sytuacja była trudna dla Dortmundu, tym bardziej że Weidenfeller nie był w stanie grać dalej a zastępujący go Langerak grał niepewnie. Ale podobnie jak na samym początku, pomyłka bawarskiej obrony zaowocowała bramką dla przeciwników i znów bardzo przyczynił się do niej Błaszczykowski, faulowany na polu karnym przez Badstubera. Karnego wykorzystał Hummels – strzelił zbyt blisko środka, ale Neuer tylko musnął piłkę. Jeszcze przed gwizdkiem na przerwę Lewandowski strzelił na 3:1 – po kontrze i prostopadłym podaniu Kagawy.

W przerwie Heynckes miał bardzo trudne zadanie by zmotywować jeszcze do gry o zachowanie twarzy swój zespół. Bayern grał jeszcze bardziej ofensywnie niż przed przerwą, z Müllerem zamiast Luiza Gustavo, i znów dał mistrzom pole do popisu. Najpierw Błaszczykowski po kontrze zmarnował ostatnie podanie do Lewandowskiego, ale minutę później, po kolejnej kontrze według schematu Kloppa: przejęcie – piłka na środek do Kagawy, Großkreutz wspaniale podał do Lewandowskiego, a Polak strzelił swoją drugą bramkę. Ten sposób gry bezpośrednimi podaniami powinien dać wiele do myślenia Di Matteo i jego piłkarzom przed środowym finałem.

Mimo że wynik był przesądzony, mecz się nie skończył. Chwała za to Bayernowi, który nadal atakował. Najpierw w poprzeczkę strzelał głową Gómez, a potem Ribéry, po indywidualnej akcji pięknie strzelił w długi róg i zdobył gola na 2:4. Ostatnie słowo należało jednak do Lewandowskiego, który w 83. minucie skompletował hat-tricka, tym razem strzelając głową po opadającej centrze Piszczka. Wcześniej polski obrońca odebrał piłkę Neuerowi, który ogólnie w tym meczu spisywał się słabo.

Jeszcze raz stało się jasne, że Dortmund wygrywa mecze głową. Klopp odpowiednio nastawił swoich piłkarzy i przede wszystkim wykorzystywali oni błędy w ustawieniu rywala. Inna sprawa, że bez umiejętności Lewandowskiego czy Kagawy bramki by nie padły. W świetnej formie są też Hummels i Subotić, którzy jeśli już popełniali błędy, asekurowali się nawzajem. Kibice żółto-czarnych już po cichu zadają sobie pytanie: jak długo może jeszcze potrwać ta bajka? Przynajmniej do momentu, gdy Klopp, podobnie jak Guardiola, uzna, że jego przygoda z klubem dobiegła końca.

Podobne mecze: