Liverpool – Everton 2:1

Oba zespoły z Liverpoolu nie stanęły na wysokości zadania. Półfinał FA Cup stał na poziomie zbliżonym do meczu średniaków Championship: było dużo kopania, ale niewiele grania. Zwycięsko z walki na Wembley wyszedł Liverpool, i to za sprawą kozła ofiarnego obwinianego za wszystkie niepowodzenia. Carroll strzelił gola (oczywiście głową) na 4 minuty przed końcem regulaminowego czasu.

Przez całą pierwszą połowę przewagi nie wywalczył żaden z zespołów. Oba koncentrowały się przede wszystkim na obronie i grały bezpośrednie podania, z których duża część nie docierała do adresatów. Na szczęście dla Evertonu, w 24. minucie bardzo słabo zachowali się Skrtel i Carragher na własnym polu karnym. Najpierw nie mogli się zdecydować, który z nich wybije piłkę, a potem drugi z nich kopnął prosto w Cahilla, od którego piłka się odbiła i spadła pod nogi Jelavicia, który spokojnie strzelił obok Jonesa.

Zaraz na początku drugiej połowy Carroll powinien był wyrównać, ale z 3 metrów strzelił głową obok bramki. Everton grał pressingiem i bardzo przeszkadzał w rozgrywaniu drużynie Dalglisha, która grała bardzo wolno. Podobnie jak w pierwszej połowie, z pomocą napastnikom przyszli obrońcy. Distin w dość prostej sytuacji próbował podać do swojego bramkarza, a zaliczył ładną asystę Suarezowi, który nie miał problemów z pokonaniem Howarda. Od tego momentu Liverpool rzucił się do ataku i spychał Everton do obrony. Gol na 2:1 padł po rzucie wolnym Bellamy’ego, a Carrolla nie upilnował Fellaini.

Niezależnie od tego, czy Liverpool zagra w finale z Chelsea czy z Tottenhamem, jego rywal będzie faworytem. Nawet jeśli odpuścić sobie historie o dziesiątkach plag dręczących zdobywców Pucharu Ligi, ten mecz jednoznacznie pokazał, że ich forma nie jest wyższa niż miejsce zajmowane w tej chwili w tabeli Premier League.

Podobne mecze: