Werder – Borussia 0:2

Po raz 44. w meczu pomiędzy tymi drużynami na Weserstadion padły bramki. Cieszyć z tego tym razem mogli się tylko kibice gości. Werder był dla Borussii równorzędnym przeciwnikiem, ale brakło mu zdecydowania, skuteczności i trochę szczęścia. Gospodarze już od początku drugiej połowy grali w przewadze i mimo to nie potrafili strzelić nawet jednego gola – a sami stracili drugiego.

Werder wyszedł na boisku z mającym w nogach dwa mecze reprezentacyjne Pizarro i Rosenbergiem (Arnautović był zawieszony za kartki) w ataku. Za nimi grał ustawiony na środku i mający dużą swobodę taktyczną Marin. Obaj napastnicy często schodzili na skrzydła, oczekując podań od Fritza i Hunta, Marin też to robił – ale częściej holując piłkę niż wychodząc na wolne pole.

Borussia zagrała swoje 4-2-3-1, z tym że wszyscy zawodnicy za Lewandowskim mocno angażowali się w defensywę. Goście nastawili się na kontry i częste długie podania do Lewandowskiego, który miał przytrzymywać piłkę i zgrywać ją do wchodzących: Perisicia, Götze i Großkreutza. Pierwszy z nich znakomicie wykorzystał swoją szansę w 42. minucie, po akcji opartej o właśnie taki schemat i trafił pod poprzeczkę bramki Mielitza.

Werderowi przez cały mecz brakowało kreatywności i umiejętności technicznych potrzebnych do rozbicia pewnej obrony BVB. Te cechy pokazywali Pizarro i Marin, ale zdecydowanie brakowało ich niewidocznemu niemal Rosenbergowi, Fritzowi i Bargfrede, którego pod tym względem nie można porównać z Fringsem. Obaj boczni obrońcy starali się angażować w akcje ofensywne, ale gdy już znajdowali się z piłką po lewej/prawej pola karnego, centrowali niecelnie. W drugiej połowie na boisko weszli Ekici i Wagner, ale nie poprawili gry Werderu.

Mecz drużynie Kloppa wygrała przede wszystkim świetna współpraca defensywnych pomocników i obrońców. Gündoğan i Bender może nie byli świetnymi playmakerami, ale za to rozbijali każdą akcję bremeńczyków w środku pola. Pizarro i Rosenberg często schodzili na boki także dlatego, że Subotić i Hummels nie dawali im żyć w polu karnym. Gospodarze bliscy zdobycia bramki byli w 66. minucie, kiedy strzał Schmitza wylądował na poprzeczce. Pięć minut później było po meczu – Owomoyela wpakował piłkę do bramki z 5 metrów, po zamieszaniu na polu karnym Werderu.

Kibice w Bremie mogą być nadal optymistami, ale ten mecz pokazał, że drużyna Schaafa nie ma jeszcze potencjału na wicemistrzostwo. Na koniec sezonu Werder powinien znaleźć się za piątkowymi rywalami, Leverkusen i, oczywiście, Bayernem.

Podobne mecze: