Barcelona – Real 5:0

Po historycznym zwycięstwie Barcelony nawet Mourinho nie pozostaje nic innego jak przyznać, że rywale są po prostu lepsi. Klęska nie zmniejsza bardzo szans Realu na mistrzostwo, ale nawet jeśli Kastylijczycy odzyskają tytuł, 5:0 z Camp Nou będzie miodem na serce fanów Barcelony. Ich drużyna była w poniedziałek dwa razy lepsza w każdym elemencie gry, jakby grała z trzecioligowcami.

Przed Mourinho bardzo trudne zadanie nie tylko dlatego, że jego zespół odstawał poziomem indywidualnych zagrań, szybkością, taktyką. Real robił na boisku to, czego oczekiwała Barcelona – czyli beznadziejnie gonić za piłką, którą w środku pola rozgrywali Iniesta, Xavi i Messi. Jeśli trener przekazywał piłkarzom z Madrytu jakiś sposób na pokonanie zespołu Guardioli, nie było go widać. Piłkarze w białych koszulkach byli zagubieni, a ich wola walki wyrażała się przede wszystkim w faulach. Wszyscy będą chcieli pamiętać piękne momenty tego meczu, ale bezmyślny faul i uderzenie Puyola przez Sergio Ramosa też nie zostaną zapomniane.

Guardiola wysłał na boisko swój najmocniejszy skład, różniący się w trzech miejscach od tego z kwietniowego pojedynku ligowego. Messi grał wyraźnie na środku ataku, ale za zadanie miał bardzo często wracać i brać udział w rozgrywaniu. Wtedy do przodu wybiegali Iniesta lub Xavi. Wyjątkowo szeroko grali Pedro i Villa, którzy w pierwszej połowie na piłki czekali stojąc na liniach bocznych. Dopiero gdy akcja przesuwała się w pole karne – schodzili do środka. Abidal i Alves tym razem nie grali bardzo ofensywnie – mieli się skupiać na pilnowaniu Ronaldo i Di Marii.

Real postawił w środku pola na bardzo mocny pressing i do mającego piłkę przy nodze gracza Barcelony wybiegało zwykle aż trzech piłkarzy Realu. Taka gra nie zdała egzaminu i już w 10. minucie Xavi strzelił na 1:0, wykorzystując prostopadłe zagranie Iniesty. Po ośmiu minutach na 2:0 podwyższył Pedro – po prostopadłej piłce Xaviego i zagraniu “po linii” Villi. Pepe i Carvalho w wielu sytuacjach ratowali swój zespół, przecinając niebezpieczne podania i dobrze łapiąc napastników na spalone. Nie byli jednak bezbłędni – i stąd brały się kolejne bramki.

Na drugą połowę, zamiast Oezila, na boisko wyszedł Lassana Diarra. Nie zmienił jednak dominacji Barcelony w środku pola. W sumie w tym meczu gospodarze byli przy piłce przez aż 67 procent czasu gry. Real gubił piłkę zwykle zanim na dobre rozpoczął akcję i zamiast stwarzać zagrożenie pod bramką Valdesa – kreował sytuacje dla Messiego i Villi. Ten duet wypracował bramki na 3:0 i 4:0 w odstępie zaledwie trzech minut. Obie bramki padły po prostopadłych podaniach Argentyńczyka a wychowanek Sportingu spokojnie pokonywał Casillasa. Na twarzach zawodników Realu było widać rezygnację, a ich trener myślał już tylko o uchronieniu zespołu przed stratą kolejnych bramek.

Na boisku nie było widać Di Marii, Diarry i Benzemy. Słabo grał Marcelo i Mourinho zmienił go – na Arbeloę. Na boisko weszli rezerwowi Barcelony: Bojan i Jeffren i to po akcji pierwszego z nich ten drugi strzelił bramkę kompletującą “manitę”. Na koniec Ramos najpierw bezwzględnie “wyciął” Messiego, a potem uderzył Puyola, co skończyło się przepychankami. Wyborczy weekend w Katalonii zapewne przedłuży się o jeden dzień a kibice z Madrytu nie będą mogli rano znaleźć tematu do rozmowy.

Paradoksalnie trudno na podstawie tego meczu mówić o szansach na mistrzostwo. Barcelona to ekipa, która także przegrała u siebie z Herculesem, a o pozycji w tabeli przesądzą mecze z innymi zespołami. Na pewno Mourinho będzie musiał się gęsto tłumaczyć przed prezesem, a niektórzy zatęsknią za Pellegrinim.

Podobne mecze: