Chelsea – Wigan 8:0

Po meczu Terry powiedział, że największą zasługą Ancelottiego było wniesienie spokoju w ten zespół i zostawianie piłkarzom dużej swobody co do tego, jak chcą grać i wygrywać. Może jest w tym trochę przypadku, ale takie podejście zaowocowało 103 bramkami i aż ośmioma na pożegnanie z ligą – w meczu z już “utrzymanym” Wigan. Styl zdobycia mistrzostwa powinien wynagrodzić fanom Chelsea rozczarowania w poprzednich latach.

Cokolwiek by się nie działo w drugiej połowie sezonu, zawsze okazywało się, że każdy zawodnik jest na swoim miejscu. Nie mógł grać Essien, Obi, Carvalho, Bosingwa, ale na ich miejsce pojawili się godni zastępcy – Ivanović, który miał być czwartym środkowym obrońcą, Malouda, który ze skrzydłowego przeobraził się w uniwersalnego środkowego pomocnika. W zespole pojawił się rodzaj chemii pozwalający wykorzystać wszystkie możliwe błędy przeciwnika i własne umiejętności w najlepszy możliwy sposób. Dzięki temu nowi mistrzowie rozgromili nawet tak dobry zespół jak Aston Villa 7:0.

O samym meczu przeciwko Wigan właściwie nie ma co za dużo pisać. Już od 6. minuty Ancelotti miał komfort prowadzenia jedną bramką. W pierwszej połowie Lampard dołożył jeszcze drugą z karnego, a mecz był tym bardziej “ustawiony”, że z boiska wyleciał za czerwoną kartkę środkowy obrońca przeciwnika, Caldwell. Trochę kreatywności w zespole Wigan pokazywali Watson i Diame, ale ich podania do N’Zogbi i Rodallegi zwykle spokojnie przejmowali obrońcy Chelsea – i rozpoczynali spokojnie akcje własnego zespołu.

Pogrom rozpoczął się w 54. minucie i trwał już do samego końca. Na takie przedstawienia kibice na każdym stadionie zespołu z Premiership nie liczą przy okazji meczów pucharowych z trzecioligowcami, mogą jednak zaufać Wigan. Obrońcy tego zespołu może i się starali, ale zawsze ustawiali się nie w tym miejscu, gdzie akurat byli Anelka czy Drogba. Bohater tego meczu strzelił 3 bramki i w wieku 32 lat osiągnął świetny wynik – 29 bramek w sezonie.

Druga połowa nie była w stu procentach jednostronna. Piłkarze Chelsea nie przetrzymywali za wszelką cenę piłki – po prostu przejmowali ją stale ok. 30 metrów od własnej bramki i efektywnie atakowali. Ze względu na słabą jakość ustawienia Wigan, zadanie mieli ułatwione. Prawie wszystkie bramki były naprawdę ładne, ale kibicom pewnie największą radość sprawiło świętowanie piłkarzy i menedżera po ostatnim gwizdku. W tym roku chyba nawet kibice MU nie mają wątpliwości, że mistrzostwo londyńczyków, choć z przewagą tylko punktu, jest zasłużone.

Podobne mecze: