Valencia – Real 2:3

W meczu, na który patrzyła cała Hiszpania, zawiodła nieco pierwsza połowa, ale druga potwierdziła klasę obu zespołów. Valencia dała się ograć zbyt łatwo, ale też Real zasłużył na swoje trzy punkty. W meczu było dwóch nieoczekiwanych bohaterów: Benzema, który zagrał w końcu na swoim poziomie z OL i Garay, który po wejściu z ławki strzelił decydującą bramkę.

Pellegrini nie miał do dyspozycji obu kreatywnych pomocników i z tego względu zmienił ustawienie na 4-4-2. Największą zmianą była jednak rola obu napastników, którzy bardzo często schodzili na skrzydła i sami wypracowywali sobie akcje – zamiast czekać na podania Cristiano Ronaldo i Kaki. Świetnie w tej roli sprawdził się Benzema, który kilka razy po ładnych akcjach mógł strzelić bramkę. Zamiast tego, wypracował pierwszego gola Higuaína. W drugiej połowie był już nieco mniej widoczny – podobnie jak Argentyńczyk przez cały mecz. Pewnie grał Albiol, który nie miał litości dla kolegów z byłej drużyny. Van der Vaart był aktywny i pokazał kilka bardzo dobrych zagrań. Nie ma jednak wątpliwości, że temu graczowi posłuży odejście z ławki rezerwowych Realu – by mógł wrócić do roli, którą odgrywał w HSV.

Valencia grała tak samo jak zwykle, z tym że kontuzjowanego Silvę zastępował Banega. Argentyńczyk kilka razy zaprezentował swoją sztandarową umiejętność – błyskotliwe prostopadłe podania, a także – drybling. Poza tym dobrze wywiązywali się ze swoich ról Albelda i szczególnie – Marchena. Gospodarze bardzo wysoko zaczynali pressing i w pierwszej połowie Real miał z tym problemy. W drugiej – dyscyplina taktyczna gospodarzy dramatycznie zmalała i efektem tego były bramki. Valencia bardzo blisko prowadzenia była w pierwszym kwadransie, gdy cały czas gra toczyła się pod bramką Casillasa. Potem goście zyskali dużo polotu i grając szybko, tworzyli niebezpieczeństwo na polu karnym gospodarzy. Pierwsza połowa skończyła się słupkiem po strzale głową Ramosa, a wynik był nadal bezbramkowy.

Po przerwie, poza wysokiego poziomu gry w ofensywie, były też bramki. Pierwsza padła już w 54. minucie – po indywidualnej akcji Benzemy na prawym skrzydle, centrze i strzale Higuaína. W tej sytuacji zaspał szczególnie David Navarro – najsłabszy z obrońców Valencii. Po pięciu minutach było już 1:1 – niezawodny Villa strzelił głową po centrze Mathieu z lewej strony. W tym przypadku też można było mieć wiele zastrzeżeń do ustawienia obrony. Po tej bramce, podobnie jak przez cały poprzedni sezon, Valencia nie potrafiła narzucić swoich warunków przeciwnikowi i straciła kontrolę nad meczem. Akcje zespołu Emery’ego były rwane, wciąż tracił piłkę i brakowało mu organizacji w obronie. W 66. minucie Higuaín strzelił swoją drugą bramkę, wykorzystując ładną akcje i podanie Marcelo.

Gospodarzom, poza brakiem realizacji taktyki, przeszkadzał jeszcze sędzia Teixeira Vitienes, który wyjątkowo drobiazgowo traktował ich wszelkie przewinienia. Na 10 minut przed końcem rezerwowy Joaquin strzelił gola dla Valencii, znów po centrze Mathieu z lewej i braku asekuracji Arbeloi i Albiola. Remis mógł być sprawiedliwym zakończeniem meczu, ale po kolejnym rzucie wolnym dla Realu, świetnie do centry wyskoczył w polu karnym Garay i nie dał szans Cesarowi. W tym przypadku znów krycie powinno być znacznie lepsze – przecież można się było spodziewać, jak potoczy się ta akcja.

Real udowodnił tym meczem, że potrafi skutecznie i ładnie grać bez dwóch gwiazd swojej drugiej linii. To zwycięstwo na pewno scementuje zespół, który powoli przeradza się z sumy umiejętności dobrych graczy w coś więcej. Dla Emery’ego ten wynik oznacza, że kibice i władze klubu znów zaczną się zastanawiać nad jego zmianą. Problemem było dla jego zespołu właśnie to, że brakowało wspólnej myśli w grze zespołu, organizacji w obronie i konsekwencji, których gwarantem powinien być trener.

Podobne mecze: