Manchester City – Chelsea 2:1

Tydzień temu wydawało się, ze bez wątpienia Chelsea to najsolidniejszy zespół Premier League, główny kandydat do mistrzostwa. Dziś zespół Ancelottiego ma tylko dwa punkty przewagi nad MU i w międzyczasie zdołał odpaść z Carling Cup. Sobotni mecz z MC pokazał słabsze strony Chelsea, być może także zmęczenie i brak zaangażowania.

Bramka dla gości padła już w ósmej minucie i byłem po niej przekonany, że wygrają, prawdopodobnie wysoko. Patrząc na skład zespołu Hughesa, w którym było czterech wybitnie ofensywnych graczy i tylko Barry i De Jong na środku pola, nie wyobrażałem sobie innego przebiegu wypadków. Na dodatek gola piłkarze MC strzelili sobie sami. Najpierw po centrze Ballacka zawalili krycie w polu karnym, a po dwóch instynktownych obronach Givena, piłka odbiła się od Adebayora i wpadła do siatki. Początek, który może zdemotywować każdego.

Tempo meczu było bardzo szybkie i z czasem, gospodarze przejmowali inicjatywę. Atakowali głównie skrzydłami. Inicjujący akcję obrońcy bardzo szybko podawali piłkę do Wrighta-Phillipsa lub Robinho, a ci musieli już sobie dalej radzić. Pomagało im to, że Adebayor i Tevez bardzo często zmieniali ustawienie i schodzili na boki. Boczni obrońcy MC przeważnie nie angażowali się w ofensywę. Za to w obronie Chelsea było widać grę Anelki i Drogby, którzy od początku sezonu mają sporo zadań defensywnych. W zespole gospodarzy to samo można powiedzieć o Adebayorze, natomiast Tevez zostawał z przodu i czekał na długie podania.

Pierwszego gola zdobył winowajca z ósmej minuty – Adebayor. Po rzucie rożnym piłka spadła na 20. metrze pod nogi Wrighta, jego strzał został odbity w polu karnym przez Richardsa i Terry’ego, a piłka spadła pod nogi strzelca, który nie miał problemów z pokonaniem Cecha. W końcówce bardzo blisko drugiego gola była Chelsea, ale po pięknym uderzeniu Drogby z wolnego, piłka przeleciała metr od słupka.

W drugiej połowie dominowali gospodarze, a drużyna Ancelottiego nie potrafiła z głową rozegrać dobrego ataku. W dodatku menedżer niespecjalnie wzmocnił jej siłę ofensywną, wprowadzając na boisko Bellettiego i Obiego za Ballacka i Carvalho. Było wtedy już 2:1 po golu z wolnego Teveza. Winowajcą był w tej sytuacji przede wszystkim Cech, który niezbyt dokładnie ustawił mur. Swoją drogą, nie jestem przekonany, że rzut wolny powinien być w tej sytuacji przyznany przez sędziego Webba.

Po stracie bramki, Hughes musiał zmienić dwóch bocznych obrońców – Richards i Bridge doznali kontuzji. MC dobrze ustawiał się w środku pola i odbierał stale piłki pomocnikom Chelsea, najwyraźniej zaskoczonym stopniem zaangażowania gospodarzy. Deco, Lampard, Essien, byli przez większą część czasu anonimowi. Ten ostatni pokazał się dopiero w 87. minucie, kiedy po jego pięknym podaniu Drogba powinien był strzelić bramkę – ale źle trafił w piłkę. Wcześniej wywalczył rzut karny – ale strzelił Lamparda był zbyt lekki i obronił go Given. Szansę miał jeszcze Anelka, ale także z niewytłumaczalnych powodów, strzelił źle. W doliczonym czasie gry Tevez powinien był zaliczyć asystę, ale połakomił się na druga bramkę i zostało 2:1.

Podobne mecze: