Valencia – Atlético 2:2

Niezależnie od tego, jak bardzo kibice będą narzekali na Emery’ego, dwa punkty stracili na boisku piłkarze. Powody były dwa: niewykorzystane sytuacje i błędy w obronie. Dzięki tym słabościom gospodarzy, Atlético zdołało zremisować i, być może, uratować głowę swojego trenera. Valencii cały czas wiele brakuje by włączyć się do walki o mistrzostwo.

Już na początku gospodarze pomogli napastnikom Atletico w stworzeniu okazji strzeleckich. Goście wyszli na prowadzenie w siódmej minucie, gdy po akcji Jurado i podaniu Forlána Agüero znalazł się zupełnie sam przed bramką. W tej sytuacji Alexis zupełnie zapomniał, że powinien go pilnować i podobnie było po czterech minutach. Na szczęście dla Valencii, wtedy Forlán strzelił obok bramki. Ten obrońca był najsłabszym elementem swojego zespołu od początku do końca meczu i logiczne będzie, jeśli w następnym zastąpi go Marchena.

Valencia po kwadransie opanowała uderzenie madrytczyków i sama zaczęła groźnie atakować. Swój zespół w 16. minucie uratował Roberto, który obronił strzał Maty z siedmiu metrów. Efektem przewagi gospodarzy była kolejna okazja strzelecka, którą zmarnował Villa. Potem tylko brak celności Agüero uratował zespół Emery’ego po fatalnej stracie Aleksisa, a Forlán minimalnie przestrzelił z rzutu wolnego. Atlético grało jak w najlepszych meczach poprzedniego sezonu – szybko i dokładnie.

Kibicom na Estadio Mestalla humory poprawiła 25. minuta – po 25-metrowym podaniu Banegi, Pablo Hernández minął Antonio Lópeza podbijając piłkę w powietrzu i nie dał szans Roberto. To była akcja godna kilkakrotnych powtórek, a już dwie minuty później gospodarze wygrywali. Prostopadle podał Silva, a Villa szybko i precyzyjnie pokonał bramkarza Atlético. W olejnych minutach wydawało się, że Valencia strzeli kolejne bramki i rozstrzygnie wynik. Swoich okazji nie wykorzystali jednak Silva i Hernandez a już w 37. minucie mogło być 2:2, ale po błędzie Dealberta pokonać Moi nie potrafił Simão.

Druga połowa rozpoczęła się jak pierwsza – od ataków Atlético i chaosu w obronie “Nietoperzy”. Po dziesięciu minutach mogła paść fantastyczna bramka: Villa po centrze z rzutu rożnego uderzył z pierwszej piłki piętą, ale trafił tylko w słupek. W kolejnych sytuacjach wypracowanych przez ofensywny kwartet Valencii Atlético ratowała nieskuteczność rywali lub bardzo dobry tego dnia Roberto. Przez cały czas Mata, Villa, Silva i Hernández wymieniali się pozycjami, robiąc wielkie zamieszanie w obronie gości. Najbardziej w ofensywie pomagał im długimi podaniami Banega. Bruno i Mathieu włączali się w ataki dość rzadko.

Im bliżej końca, tym więcej okazji do wyrównania mieli piłkarze Resino. Z 17 metrów przestrzelił niepilnowany Cleber Santana, potem Agüero dał się ograć Bruno, gdy przed sobą miał tylko Moyę, a Forlán nie wykorzystał stuprocentowej okazji po kolejnej w tym sezonie nieudanej pułapce ofsajdowej obrony Valencii. Gdy Emery zmienił Banegę na Maduro, buczał na niego cały stadion, tymczasem Atlético cisnęło coraz bardziej. Gdy wydawało się, że mimo wszystko trzy punkty zostaną na stadionie gospodarzy, Maxi wykorzystał kolejny błąd obrony. Z lewej zacentrował Antonio López, piłkę podbił głową Alexis a po lewej stronie zabrakło Mathieu, który powinien był pilnować Argentyńczyka.

Kibice winą za ten remis i poprzednie wpadki obarczają trenera i będzie potrzebował wielu wygranych by odzyskać ich zaufanie. Na pewno piłkarzom Valencii brakuje pewności siebie, może także organizacji gry – o tym wiedzą tylko oni sami. Pewnie trener z innym podejściem “wyciągnąłby” z tej drużyny więcej – w końcu większość z graczy zapracowała już na swoją renomę. Mimo to, przed zmasowanym atakiem na Emery’ego, kibice powinni się zastanowić nad zachowaniem swoich graczy. Gdyby nie było koszmarnych błędów w obronie, gdyby Mata, Silva i Villa wykorzystywali nie jedną, a dwie z czterech sytuacji bramkowych, po takich meczach ich zespół miałby o trzy punkty więcej.

Ile w tym wszystkim jest prawdy, przekonamy się po zmianie trenera. Jest to raczej kwestia znalezienia właściwego kandydata i wynegocjowania z nim kontraktu. Chyba, że nagle w zespół Valencii wstąpi jakiś dobry duch – ale do tego potrzebne są wygrane…

Podobne mecze: