Tottenham – Liverpool 2:1

Nowy sezon Tottenham rozpoczął od kolejnego kroku na drodze Redknappa do czołówki. Pokonanie Liverpoolu to nie byle co, mimo że zespół gości nie przypominał wicemistrzów sprzed kilku miesięcy. “Koguty” w dużym stopniu pokonały graczy Beniteza ich własną bronią – pressingiem w środku pola i szybkością rozgrywanych akcji.

Czy była to tylko wpadka Liverpoolu na początek sezonu i dar niebios dla londyńczyków – dopiero się okaże. Trochę trudno uwierzyć w solidność środka obrony, na którym gra nie trenujący właściwie King i wyłowiony z tonącego Newcastle Basong. Tym razem byli jednak w miarę pewni – Torres grał słabiej niż zwykle, Gerrard też. Największy chyba wpływ na dobrą grę Tottenhamu miała gra na środku Palaciosa i Huddlestone’a – co w nieciekawej sytuacji stawia Jenasa. Z kolei w ofensywnej grze inteligentnie posyłał do walki Modric.

W zespole Liverpoolu brakowało spokoju i dokładności Alonso na środku pomocy, a przede wszystkim Riery lub Benayouna na lewej pomocy. Drugi z nich wszedł po 20 minutach drugiej połowy – i od razu było widać postęp. Na bokach obrony dobrze radzili sobie w ataku Johnson (wypracował bramkę) i Insua, ale w defensywie byli znacznie gorsi. W ogóle obronie daleko było do pewności, co podsumowuje zabawne (nie dla piłkarzy) zderzenie Skrtela i Carraghera, skaczących do tej samej piłki. Drugi z nich podwójnie zawalił decydującego gola – najpierw faulem, potem dając się przeskoczyć Bassongowi.

Moment meczu to piękna bramka Assou-Ekkoto z 20 metrów prosto w okno. Golem kolejki chyba nie będzie, bo jeszcze ładniejszego strzelił Denilson przy okazji rozbicia przez Arsenal Evertonu. Spodziewam się, że to nie początek końca Liverpoolu, ale już w kolejnym meczu dojdzie do zmian w podstawowej jedenastce. Na pewno w bramce zostanie Reina, który zagrał bardzo dobrze. Zagrożeni powinni się czuć Carragher, Babel, Insua i Lucas. W zwycięskim zespole słabo wypadł Keane – jak zwykle był mało widoczny, ale na dodatek nie strzelił bramki. Zdecydowanie sprawdził się następca Zokory – Palacios, który robił co trzeba w ataku i obronie.

Podobne mecze: